piątek, 25 lipca 2014

Epilog

Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaki jestem szczęśliwy z decyzji, jaką podjąłem rok temu. Uratowałem przyjaciela i dziewczynę swojego życia. Skończyłem z Ann. Trzy miesiące temu zaręczyliśmy się z Natalią.Po trzech miesiącach terapii w Barcelonie, schizofrenia cudownie cofnęła się. Jest chora, ma koszmary, ale nie widzi czarnej postaci która chce zrobić jej krzywdę. Ale musiała przeżyć elektrowstrząsy, na szczęście aby dwa razy. W Realu Madryt gra mi się wspaniale. Mam najwięcej asyst w Primera Division, nie mam zamiaru ruszać się stąd przez najbliższe dwa lata. Pewnie dziwicie się, jak z Natalią stworzyliśmy rodzinę, skoro ona jest za Barcą. Cóż... Poznała chłopaków z Barcy i dobija mnie, przyjaźniąc się z nimi, ale skoro jest szczęśliwa, to i ja jestem. Marco przeszedł razem ze mną do Madrytu, mieszkamy razem. Polubili się z Natalią. Jestem wniebowzięty, w końcu mam wymarzoną rodzinę. Ann nie pogodziła się, że zostawiłem ją dla dziewczyny ze schizofrenią. Nie przejmuję się jej telefonami i wiadomościami. Nic dla mnie nie znaczy. Zakochałem się w innej, naturalnej dziewczynce. Nie jest modelką, jest sobą i to w niej najbardziej kocham. Ślub planujemy za rok, nie śpieszymy się.
- Moja - szepnąłem, obejmując ją ramionami w pasie, kiedy przyglądała się widokiem za oknem.- Cała moja. 
- Nie wybaczę ci tego gola na Camp Nou.- powiedziała cicho, odchylając głowę do tyłu. Pocałowałem ją delikatnie w szyje.
- Kocham cię. 
- Kocham cię.- zachichotała i odwróciła się w moją stronę. Ująłem jej twarz w dłonie i pocałowałem. Nigdy nie czułem się tak szczęśliwy jak w tym momencie. Mam wszystko, czego potrzebuję.

KONIEC W KOŃCU!
Wybaczcie, że kończę jak zwykle w najmniej oczekiwanym momencie, ale musiałam to zrobić bo się meczyłam. Zaczynam z wesołymi opowiadaniami, tym razem zupełnie inna tematyka. Zapraszam na http://nadie-sobrevivio.blogspot.co.uk/, gdzie pojawił się prolog i rozdział pierwszy!:)

Rozdzial szosty : Zrobiłbym to samo.

     - Zalezy co moj ukochany kolega wam powiedzial.- usmiechnal sie cwaniacko, patrzac wprost na swojego kolege z pracy. David scisnal dlonie w piesci i ruszyl w strone Logana, ale Kuba odepchnal go tak mocno, ze uderzyl o sciane. 
- Cicho, narobisz halasu i ktos tu przyjdzie.- skarcil go Mario, wciaz przytulajacy otepiala dziewczyne. Nie zamienil z nia prawie ani jednego sensownego zdania, ale czul ze sie do niej przywiazal. Cos takiego, jakby jego mlodsza siostrzyczka ale jednak nie to. Sam nie wiedzial w jaki sposob byla mu bliska. Ale nie mogl jej zostawic w tym szpitalu, gdzie zalozyciele bardziej potrzebuja terapii od niejednego pacjenta. Gotze mial ochote zabic Logana za to, ze nastraszyl dziewczyne i chcial ja zgwalcic. Musial dopilnowac, ze wyleci dzisiaj z pracy. Nie watpliwe, ze innym pacjentkom robione bylo to samo. I jak czlowiek ma byc zdrowy, skoro pracownicy sa chorzy? Gotze spojrzał na Natalię. Usnęła. Spała niespokojnie, ale spała. Ucieszył się, że udało mu się uspokoić ją. 
- Wątpie, aby nasz kochany David powiedział wam, że codziennie ją posuwa.- powiedział zadowolony z siebie, że wydał kumpla. Każdy wiedział, że ma jakiegoś świra na punkcie Natalii. Nie pozwala nikomu się do niej zbliżać, zamykał drzwi na klucz.
        Chłopaki spojrzeli na sanitariusza wyczekującym wzrokiem, ale ten się nie odezwał. Patrzył w ziemię, a Gotze położył delikatnie dziewczynę na łóżku.
- Mario, nie.- zaczął Hummels, ale ten uciszył go ruchem dłoni. Podszedł do niego powoli i spojrzał z góry. Miał go uderzyć, ale Logan zaczął mówić dalej.
- Radzę ci zabrać swoją laskę stąd, póki jest wszystko okej, bo długo nie wyciągnie.
- Teraz się martwisz, a wcześniej sam chciałeś ją bzyknąć.- zaśmiał się Mats, opierając o ścianę koło łóżka blondynki.
 - Chciałem pomóc jej w terapii, pomóc zmagać się z własnym lękiem.- powiedział już poważnym głosem.- Mówi, że widzi czarną postać która chcę ją dotknąć. Po tym jakby to przeżyła a potem dowiedziała się, że to ja bo to nie istnieje na prawdę. 
- Nie rozumiem, czyli nie chciałeś zrobić jej krzywdy? To tylko terapia?- spytał Mats, niewiele rozumiejąc z tego co mówił Niemiec. Logan pokiwał głową i spojrzał na nich, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- A nie powinno tu być żadnego psychiatry czy czegoś? 
- A po co? Jestem najlepszym sanitariuszem tutaj, nie potrzebuję obecności psychiatry. 
- Oszukałeś mnie, David.- Mats spojrzał na chłopaka. Nie patrzył na nikogo, nerwowo bawił się palcami. Czekali na wyjaśnienia, dali mu szansę do obronienia się, ale on z niej nie korzystał. Bał się, ale nie chciał tego nikomu pokazać. Nie udawało się mu to. 
-Nic nie powiesz?- dodał zmęczony całym dniem Kuba. Teraz siedział na parapecie, podobnie jak w pokoju Hummelsa.
- Radzę wam stąd się zmyć, zaraz będzie obchód i może się to skończyć nie przyjemnie.
     Zdołał powiedzieć tylko tyle. Mario zacisnął pięści i podszedł do łóżka dziewczyny. Podniósł ją bardzo delikatnie i ułożył na swoich kolanach. Nie obudziła się. 
- Co ty robisz?- zdziwił się Błaszyczkowski.
- O której jest cisza nocna?- zignorował go i zwrócił się do Logana. Siedział luźno na krześle i bawił się rysunkami dziewczyny.
- O dwudziestej drugiej. Domyślam się co chcesz zrobić. Jest na lekach, nie dam jej dzisiaj wieczorem, a na jutro będzie całkiem przytomna. Możecie wtedy przyjść. Dyżur mam ja, nie ma szefa. Pomogę wam. 
- Skąd wiesz, co chcę zrobić?- zmarszczył brwi i głaskał głowę blondynki.
- Zrobiłbym to samo.- przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. 

     W drodze do domy myślałem tylko o jednym. Jak zabiorę stamtąd Matsa i Natalię? Kuba milczał, był zdenerwowany nie mniej niż ja. Jestem zły na siebie, że wmieszałem go w tą skomplikowaną sytuację. Będzie miał więcej problemów ode mnie, już je ma. Nie ma dnia, aby nie martwił się o Agatę i Oliwkę. Nie wiemy też, czy można zaufać Loganowi. Davidowi zaufaliśmy i teraz mamy tego konsekwencje, może z Loganem będzie tak samo? Mam nadzieję, że nie. Niech ten koszmar się już skończy...
- Czasami mam wrażenie, że nie zależy ci na Matsie, tylko na tej dziewczynie.
     Spojrzałem zdziwiony na Błaszczykowskiego. Zaczął gadać od rzeczy, pewnie od przemęczenia.
- Wydaję ci się.
- Być może, ale za bardzo się nią dzisiaj przejąłeś, żeby nic dla ciebie nie znaczyła. No i chcesz ją uratować.
- Jestem bardzo honorowy. 
     Nie odpowiedział. Przyglądał mi się w skupieniu, co zaczynało mnie denerwować. Wysadziłem go pod jego domem. 
- Włazisz? 
- No mogę wbić. 
     Weszliśmy do mieszkania. Kuba od progu mamrotał coś i był zestresowany. Powoli wszedł do kuchni, gdzie był wielki bałagan. Ktoś próbował gotować, albo wyrzucił wszystko z lodówki, żeby zrobić mu po prostu na złość. Może Agata wróciła? 
     Kuba wszedł do salonu, a ja byłem zaraz za nim, na wszelki wypadek. Panował tu taki sam bałagan jak w kuchni i korytarzu. Co się tu działo? Żaden z nas nie mówił niczego, póki nie mieliśmy pewności, że jesteśmy w domu sami.
     Coś poruszyło się za zasłoną. Kuba spojrzał na mnie, a ja podałem mu do ręki rurę od odkurzacza. Czymś musiał się bronić. Podszedł w wielkim skupieniu do miejsca, w którym przed chwilą coś się poruszało. Byłem za nim, dla obrony, ale stałem odwrócony, gdyby coś miało zaatakować nas od tyłu. To szczęście, że wszedłem tutaj z nim. Przynajmniej będzie nas dwóch, a nie on sam gdyby coś miało się stać. 
     Dziwne dreszcze przeszły od ramienia do palców stóp. Nie wytrzymywałem napięcia, chciałem zobaczyć kto odważył się wejść do domu Błaszczykowskiego i zagłuszyć jego spokój oraz narazić się na jego gniew. Jak Kuba jest zły to nie ma ratunku. Nic nie przebije jego złości. Chyba, że złość Agaty albo Ann, wtedy to idź i nie wracaj. 
     Rurą sięgnął do zasłony i odsłonił ją gwałtownie, aż spadła na ziemię. Jakaś postać zaplątała się w nią, a my skorzystaliśmy z okazji. Kuba usiadł na nim, a ja odsłoniłem twarz. 
- NURI?- krzyknęliśmy obydwoje. Okazało się, że to nasz przyjaciel z Borussi. Nuri Sahin we własnej osobie. Szczerzył się do nas, a Kuba chciał uderzyć go rurą, ale go powstrzymałem. Napędził nam stracha.
- Ja się wykończę.- wymamrotał kapitan i rzucił się na łóżku. Niefortunnie usiadł na pilot, który rozwalił się i upadł na szklany stolik. Z kolei na nim były pokruszone ciastka i szklanka coli. Wszystko spadło na ziemię. 
- Ale masz tu bajzel, nie mogłem się przecisnąć. Trochę ogarnąłem, ale przyjechaliście i chciałem was na straszyć. Siema!- wstał, a ja zdjąłem z niego zasłonę.
- Czyli to nie ty to zrobiłeś?
- Nie, ja tu posprzątałem. Nie dało się przejść. A w kuchni to nie m co gadać, nie daj boże Agata wróci i się załamie albo wyrzuci się z domu. - zwrócił się do gospodarza. Spojrzeliśmy po sobie. Widziałem po spojrzeniu kapitana, że to nie on zrobił wielki bałagan. Ktoś tu był. Momentalnie zerwał się i pobiegł do sypialni. Przyszedł z powrotem w ułamku sekundy.
- Nie ma paszportu.- spojrzał na mnie i przełknął głośno ślinę. 
- Jak to nie ma? Dokładnie go szukałeś?
- Tak, zawsze miałem w szufladzie koło łóżka. Nie ma go tam!
- A dowód masz? 
- No mam w portfelu.- wyjął przedmiot i zajrzał do niego. Na szczęście dokument tkwił w przegródce. Odetchnął, ale nie na długo. Ktoś tu był i zabrał jego paszport, aby uniemożliwić mu wyjazd z kraju. Dobrze, że miał jeszcze dowód tymczasowy. 
- Może powinieneś zadzwonić na policję?- zaproponował Nuri. 
- Tak... Masz rację.- pokiwał głową, ale wiedziałem o czym myśli. Pomyślałem dokładnie o tym samym. Piłkarz poszedł po telefon, a ja siedziałem i gadałem z Sahinem. Powiedział, że nie wiedział nikogo w domu. Był tylko on i ten cały syf. Zdziwił się, że Błaszczykowskiego nie ma, ale potem zorientował się, że przecież przyjechałem i pewnie jesteśmy u Hummelsa. 


     Policja pojechała, Sahin pojechał do domu. Nie chciałem zostawiać przyjaciela samego w domu, więc wziął najpotrzebniejsze rzeczy i pojechaliśmy do Marco. Powiedzieliśmy mu o włamaniu, ale zaraz zmieniliśmy temat. Reus chciał koniecznie wiedzieć po co jeździmy ciągle do Matsa. Nie chciałem go okłamywać, ale tak było lepiej dla niego. Kubę w to wciągnąłem, nikt więcej nie ucierpi.
- Mówiłem ci już, potrzebuje wsparcia.- mruknąłem.
- On zawsze będzie potrzebował wsparcia, Mario.
- Ale teraz zdecydowanie więcej niż wcześniej. Zrozum.
- Chodzicie zdenerwowani, w stresie. Co jest z wami?
    Spojrzeliśmy z pomocnikiem po sobie. Nie mieliśmy innego wyjścia, nie powiemy mu prawdy. Musimy jak najszybciej wymyślić bezpieczne kłamstwo. Nie chciałem więcej ich mówić, więc pozostawiłem wszystko Błaszczykowskiemu. On jest "ojcem rodziny". 
- Mats potrzebuje rozmowy. Wy go nie odwiedzacie, więc ktoś musi. Nie dziw się, że chodzimy w stresie bo i Mario, i ja zmieniamy klub. 
- Mario, odchodzisz z Bayernu? Gdzie? - spojrzał na mnie, a ja przeniosłem gniewny wzrok na polaka. Nie chciałem, aby wszyscy wiedzieli o tym, że wyprowadzam się. Przyjąłem propozycję Realu Madryt. Za miesiąc będę jego zawodnikiem.
- Real. 
- Czemu nic mi nie mówiłeś? Przecież sie przyjaźnimy. 
- Nie wiedziałem jak, nie gniewaj się Marco.
     Ale on już wyszedł. Poszedł do swojej sypialni. Nie dziwię się, że poczuł się odrzucony. Wszystko naprawię, kiedy będę spał spokojnie z myślą, że dziewczynie i Hummelsowi nic nie zagraża. 
- Muszę z nim poważnie pogadać. - powiedziałem i wstałem, kierując się do pomieszczenia, w którym znajdował się Reus. 

     Nic mi z tej rozmowy nie wyszło, bo Marco nie odezwał się do mnie ani jednym słowem. Powiedziałem co chciałem, posiedziałem chwilę. Dałem mu czas do namysłu. W nocy nie mogłem zasnąć, wszystkie moje myśli kręciły się wokół jutrzejszego wieczoru. W końcu tyle miało się zmienić. Zawsze muszę brać na siebie jak najwięcej obowiązków, zastanawia mnie dlaczego?

Tęsknie, za wami wszystkimi! Chce jak najszybciej skończyć ten blogg, przepraszam, ale nie mam wyjścia bo on mnie dołuje. Będzie jeszcze jeden rozdział i epilog, wybaczcie mi. 

środa, 16 lipca 2014

Rozdzial piaty: Zalagodzic objawy lekami i wsparciem.

     Juz dwa dni Gotze spedza w Dortmundzie. Ann nie odzywa sie do niego wlasnie z tego powodu. Przyleciala specjalnie dla niego z Miami do Monachium na tydzien, a ten olal ja i powiedzial ze nie wie kiedy wroci i prawdopodobnie dopiero w nastepnym tygodniu. Trenerowi powiedzial ze choruje na grype i nie ma sily wstac z lozka. Guardiola z pewnymi podejrzeniami ale zyczyl mu szybkiego powrotu do zdrowia. 
     Jadl wlasnie sniadanie z Reusem, ktory zgodzil sie go przenocowac. W koncu przyjaznia sie i jeden drugiemu zawsze pomoze w potrzebie. 
- Co sie dzieje, czemu cale dnie spedzasz u Matsa? Gorzej z nim?
- Nie, z Hummelsem  wszystko w porzadku, ale przechodzi testy i niedlugo wychodzi, wiec potrzebuje wspracia.- zle czul sie z tym, ze pierwszy raz musial oklamac przyjaciela. Tlumaczyl sobie, ze to dla jego dobra. W pewnym sensie to bylo dla jego dobra, wystarczy ze Kuba sie w to nie potrzebnie wciagnal i codziennie wraca do domu ze z jego rodzina nic sie nie stalo przez jego lekkomyslnosc. 
- Nie zrozum mnie zle, ale ja nie potrafie go tam odwiedzic. Jesli wyjdzie, okej, spotkamy sie wszyscy razem, ale zeby pojsc do psychiatryka to ja sie nie pisze.
- Dlaczego?- zmarszczyl brwi w zdziwionym gescie.
- Tam sa ludzie chorzy, gotowi w kazdej chwili nam cos zrobic. Nie wiedzialem, ze nawet Mats stanowi dla nas zagrozenie? Czytalem o schizofrenii i tej choroby nie da sie wyleczyc, tylko...
-...zalagodzic objawy lekami i WSPARCIEM. 
- Nie denerwuj sie na mnie, ale nie umiem. Po prostu nie jestem tak otwarty jak Ty.
- Musze isc, umowilem sie z Kuba ze pojedziemy do naszego przyjaciela, ktory potrzebuje nas teraz.- powiedzial zdenerwowany i odszedl. Wyszedl z domu, trzaskajac drzwiami. Byl niewyobrazalnie zly na swojego przyjaciela, jak mogl powiedziec cos takiego o Matsie. Borussia Dortmund to nie klub, to rodzina. Wiec w rodzinie powinno byc wsparcie w kazdej sytuacji. Nie spodziewal sie tego po Marco. 
    Lekko przygnebiony wsiadl do auta i pojechal po Blaszyczkowskiego na stadion, gdzie byl odebrac papiery klubowe. Mial zmieniac klub po cichu, przechodzi do angielskiego klubu. Wystraszyl sie rownie tak samo jak Mario, ktory rozmyslal nad przeprowadzka do Hiszpanii. Real Madryt chetnie przyjalby go z ucalowaniem reki, powiedzieli ze maja dla niego otwarte drzwi. 
- I jak?- spytal, kiedy Polak wsiadl na miejsce pasazera z wynikami w reku.
- No jak, albo United albo City, mi wszystko jedno, wazne zebym sie szybko stad zmyl. Agata z Oliwka pojechaly do Polski do rodzicow, przynajmniej o nie nie bede sie martwic. A u Ciebie jak?
- Marco powiedzial, ze nie odwiedzi Hummelsa w szpitalu.- mruknalem, patrzac sie otepiale przed siebie. 
- Dlaczego?
- Bo twierdzi, ze tam narazamy sie na niebezpieczenstwo ze strony innych pacjentow.
- Tchorz.-prychnal rowniez zly na pomocnika.- Ciekawe czy jakbys ty tam byl to tez by sie bal.
- Pewnie tak.- odpowiedzial bez wachania. Nie chcial rozmawiac o zachowaniu swojego przyjaciela. Zawiodl sie na nim i musi wszystko przemyslec. Bo przyjaciele nie zachowuja sie tak. Niby jemu nic nie zrobil, ale powiedzial za duzo. I to z takim przekonaniem. Jesli ma sie przyjaciol, a mimo to wszystko sie traci, jest oczywiste, ze przyjaciele ponosza wine. Za to, co uczynili, wzglednie za to, czego nie uczynili. Za to, ze nie wiedzieli, czego uczynic. Nie chcial, by Mats tak o nim myslal. 
- Mario, mlody ma teraz duzo stresu. Carolyn go zostawila, nie ma ciebie. Nie jestes bez winy bo mowiles ze nigdy nie zostawic Borussi a on specjalnie przeszedl tu dla ciebie, a ty po roku go zostawiles. Do tego tata mu sie pochorowal i matka nie daje rady sama. Musimy go zrozumiec, dla niego pewnie to tez ciezka sytuacja.- odparl Polak po kilku minutowej ciszy. 
- Moze cos w tym jest. Niepotrzebnie sie zdenerowalem, pogadam z nim jak wroce. 
- I wszystko bedzie jak dawniej.
- Nigdy juz nie bedzie jak dawniej, wiesz dobrze czemu.- westchnal, bedac zmeczonym ta cala sytuacja.  
    Dojechali pod szpital rownie z jakim czerwonym citroenem. Wysiadla z niej dziewczyna i chyba jej matka. Szly caly czas przed nimi do pokoju. Mario zdziwil sie, kiedy skrecily do pokoju Natalii. Podobno nie miala tutaj zadnej rodziny, czyzby David ich oklamal? 
    Weszli do pokoju Matsa. Spal. A przy jego lozku zauwazyli kroplowke. Co tu sie dzialo? 
- Czekalem na was.- drzwi sie zamknely i zauwazyli dobrze znanego im sanitariusza.
- Wkopales nas?
- Nie, nie martwcie sie. Wy spadacie to i ja, ale mam wam cos waznego do powiedzenia. Szczegolnie Tobie.- spojrzal na Gotze. 
- A wiec mow, a potem wytlumaczysz czemu on spi i jest pod kroplowka.
- Dlatego ze przesadzil z ziolem i musialem cos zrobic, zeby nie bylo tego widac. Jakby bral leki to nikt by nie zwracal na to uwagi, ale przez niego mam same problemy- spojrzal na nich- wiec chce zeby wyszedl stad. 
- Nic mu nie bedzie?- dopytywal sie Kuba, siadajac w swoim stalym miejscu- na parapecie.
- Nie, to tylko leki.
- Kiedy sie obudzi?
- Za jakies dwie godziny, moze trzy. Zalezy. 
- No dobra, wiec co chciales mi powiedziec?- Mario oparl sie o biurko i patrzy; wyczekujaco na sanitariusza.
- Coraz bardziej interesujesz sie Natalia.
- Nie powinno Cie to obchodzic.- zmarszczyl brwi, nie wiedzac do czego ta rozmowa prowadzi. Czy zaraz nie powie, ze dziewczynie sie cos stalo, albo zamierzaja jej cos zrobic. 
- Jestem jej opiekunem, wiec raczej powinno. Mowie tylko, ze jesli zblizysz sie do niej dosc blizej, to jej drzwi beda zamkniete na odwiedzajacych i ja tego dopilnuje.
- Zaczynam sie zastanawiac, czy w szpitalu chorzy sa pacjenci, czy osoby ktore powinny im pomagac.- polozyl nacisk na ostatnie slowo. 
- Tylko Cie ostrzegam. No, ja ide zobaczyc co u mojej Natalii, a wy robcie sobie co chcecie.
- Twojej Natalii?- podszedl blizej niego. Kuba mechanicznie stal i doskoczyl do Gotze, zeby pomoc mu w razie co, albo rozdzielic ich.- Nie masz do niej zadnych praw.
- Jestem jej opiekunem, mam prawo zrobic jej wszystko.- usmiechnal sie, za co niemalze dostal w twarz od pilkarza, ale ten sie opanowal. 
- A wiec sie przekonamy.- odparowal tylko i skrzyzowal rece na piersi. Byli tego samego wzrostu, przez co ciagle patrzyli sobie walecznie w oczy. 

     W tym samym czasie, Natalia lezala na lozku patrzac sie w sufit. Odzyskiwala powoli zdrowy rozum, moze dlatego ze dostawala coraz mniej lekow. Jednak obajwy nie byly mniejsze, mozna powiedziec ze sie pogorszyly. Ciagle slyszy, ze jest beznadziejna, brzydka, gruba i nic nie umie. Ma wrazenie ze kazdy czlowiek chce jej cos zrobic, dlatego woli sie od nich odcinac, by nie zostac skrzywdzona. Oni czasami sami przychodza i to robia, ale ona nic nie czuje. Jest zbyt otepiala lekami. Czarna postac ciagle siedzi pod jej lozkiem albo stoi nad nia i wpatruje sie. Czeka. Czuje jej zapach, czasami czuje gorzki smak. Kiedy jej kuzynka wraz z ciotka wyszly, probowala siasc. Nagle poczula jak cos ja dotyka. To ta postac. Dotykala ja, wszedzie. Wydawala sie inna. Dotykala ja w miejscach, gdzie dotykaja ja oni. Chciala zdjac jej ubranie. Zaczela piszczec i starala sie bronic, ale nie miala sily, Kroplowka wyrwala sie jej, motylek oderwal, a z jej reki saczyla sie krew. Jej lek rzucil sie na jej lozko i przydusil, chcac ja uspokoic, a reke zacisnal na bolacym i krwawiacym miejscu. Jeczala i plakala, chciala sie stad wydostac. Nigdy czarna postac jej nie zaatakowala, tylko byla, powoli nawet sie do niej przyzwyczajala. Nie wiedziala dlaczego ja zaatakowala, co zrobila zle. 

     Mats obudzil sie pietnascie minut wczesniej, wszyscy siedzieli i rozmawiali o tej chorej sytuacji. David nie odzywal sie do Mario i vice versa. Nagle uslyszeli krzyki z pokoju numer 10 i wszyscy udali sie tam pospiesznie. 
- Co sie tu dzieje!- krzyknal David i podbiegl do lozka dziewczyny, zrzucajac z niej jakas osobe przykryta czarnym kocem. Przygniotl ja razem z Blaszczykowskim. Mario podbiegl do dziewczyny i widzac spywajaca strumieniem krew na jej rece, zawolal Hummelsa.
- Nic sie nie dzieje malenka, nie placz.- powiedzial Mats i doprowadzil ja do stanu siedzacego, obejmujac opiekunczo ramieniem. Wystraszona szarpala sie i chciala uciekac, ale nie miala na to sily. Gotze przeszukiwal szafki w poszukiwaniu bandaza, na zatamowanie krwotoku. Znalazl go i zawiazal mocno rane. Objal twarz dziewczyny rekoma i unieruchomil ja.
- Cicho, jestem przy tobie, jestes bezpieczna. Pamietasz? przy mnie zawsze jestes bezpieczna i nie masz sie czego bac. Nie placz, masz takie piekne oczy. Natalia nie placz.- mowil do niej czulym glosem, glaszczac kciukiem policzek. Byla lekko przytepiala i jakby nieobecna, przez nagly spadek cisnienia. 
- David zrob cos, wykrwawia sie!- krzyknal drugi pilkarz. Sanitariusz polecial po apteczke, a Kuba siedzial okrakiem na tym czyms. Nie wiedzieli kto to, ale ledwo go utrzymywal. Czarnowlosy wbiegl do pokoju i rzucil sie do dziewczyny. Wykonal prace przy jej rece i dal zastrzyk na uspokojenie. Oddychala bardziej prawidlowo. Glowa nagle opadla jej do tylu na ramie Gotze. Siedzial przodem do jej plecow, a ona poleciala niemal na jego cialo. Zlapal ja w pasie i podciagnal do pozycji siedzacej, pozwolil jednak opierac glowa na swoim ramieniu. Ciagle trzymal dlonie delikatnie na jej talii. Dzisiaj miala na sobie jedynie bawelniana, biala koszulke w pol jej uda. Byla luzna. Wlosy opadaly na jej twarz, siegaly juz pasa. Byla slodka. Wygladala jak najslodsze dziecko na swiecie. A gdy sadzal ja blizej siebie, poczul ze prawie nic nie wazy. Byl dumny dlatego, ze nie uspokajala sie wlasnie przy nim. Rekami luzno oplutl jej brzuch i poruszal sie delikatnie na lewo i prawo. 
- Kto to jest do cholery jasnej!- krzyczal wkurzony Kuba. David byl rownie zdenerwowany jak on i podszedl do niego. Podciagneli osobnika do pionu, tak ze stal i zdjeli z niego material.
- Logan?!- zdziwil sie i popchnal go na krzeslo.- Czy ty postradales tutaj zmysly?
- Zamknij sie, ciekawi mnie co ty robisz tutaj w nocy.
- Pilnuje zeby nie doszlo do takich sytuacji pojebancu! Kazda inna, ale nie ja! Zabilbys ja!
- Jeden wariat mniej z glowy.
    Hummels zdenerwowal sie i uderzyl go w twarz. Logan zlapal sie za prawy policzek i spojrzal gniewnie na pilkarza.
- Jeden wariat mniej z glowy.- powiedzial do niego Mats i ponownie uderzyl go w sam srodek nosa. 
- Dobra nie warto.- zawolal Kuba i odciagnal go od niego.
- Powiedziales im he? Nasz kochany David nie umie siedziec cicho!- zasmial sie glosno- a powiedziales jaka terapie sam stosujesz? 
- Jaka?- zainteresowal sie Gotze, odwracajac glowe w ich kierunku.
- No powiedz co robiles jego lasce. 
- Ona nie jest jego dziewczyna.- warknal i szedl w kierunku drugiego sanitariusza, ale Blaszyczkowski popchnal go na sciane.
- DOSC! TERAZ MOWICIE CO SIE TUTAJ KURWA DZIEJE, ALBO WSZYSTKICH WAS UDUPIE. ZADEN MA SIE NIE BIC, CHCE WYJSC STAD ZDROWY, A WY WPEDZACIE MNIE DO GROBU.- krzyknal, a wszyscy sie uspokoili. - Ty, mow.- wskazal palcem na Logana. 


Znowu krotki. Dobrnelismy do polowy, jesli bede miala sile dalej go pisac. Postaram sie dotrwac tym razem do 10 rozdzialow i epilogu. Do nastepnego!

piątek, 11 lipca 2014

Rozdzial czwarty: A co jesli schizofrenia to nie choroba, tylko zdolnosci paranormalne, ktore chcemy zagluszyc lekami?

     Mario zdenerwowany chodzil w kolko po pokoju swojego przyjaciela, ktory jest pacjentem  tego miejsca. Nie moze go tu zostawic, musi go stad zabrac i to jeszcze dzisiaj. Spojrzal z nienawiscia na Davida, lecz ten nie zdawal sie nawet przejac tym, z jakim obrzydzeniem chlopaki przyjeli wiadomosc w czym macza palce. Sam nienawidzil siebie za to, ze ciagle tu jest. Byl przekonany, ze za pare lat bedzie potrzebowal leczenia psychicznego. Sam bedzie pacjentem tego wariatkowa, jesli nie skoncza z nim szybko, bo po co komus nie wygodny swiadek w postaci wariata. Byl tylko zmartwiony tym, co stanie sie z ludzmi ktorzy poznali ten sekret i o Natalie, ktora moglaby byc cudem medycyny.
- Dobra, wiemy juz ze mordujecie tutaj ludzi, ale czy ich rodziny nie chca dowiedziec sie jak umarli ich bliscy? Nie prowadza w tej stronie zadnego sledztwa?
- Dla szefa liczy sie tylko dobra opinia szpitala, ale trudno o nia, kiedy na rok ginie tutaj ponad dwudziestu pacjentow. Tlumacza sie tym, ze ich organizmy nie byly silne na tego rodzaju leczenie, mowia ze niedopilnowani sami sie zabijaja, ze atakuja sanitariuszy i wstrzykuja sobie za duza dawke leku, kiedy pielegniarz nie moze w stanie zareagowac. Maja duzo wymowke, w ktore rodzina wierzy. Jeszcze nikt nie naslal na nas policje. 
- No to chyba czas na ten pierwszy raz, nie sadzisz?- spytal Mario, wygladajac przez okno. Zabralby stad Hummelsa, zostawiajac niewinna dziewczyne na smierc? Nie, musial inaczej to rozegrac. Nie zostawi jej tu samej, a do Davida nie ma stuprocentowego zaufania, w koncu jest jednym z nich. 
- To nic nie da, pokreca sie tutaj, nie znajda dowodow, pojada z powrotem zamykajac sprawe, a szefostwo bedzie szukalo czlowieka ktory nas zglosil, a wtedy zrobi z nim to samo co z innymi, ktorzy za duzo mowili.
- Zabijaja nawet ludzi, ktorzy cos podejrzewaja?- zapytal blady jak sciana Blaszczykowski nie dowierzajac w co sie wpakowal. Mial swoje problemy, a jeszcze takie cos na glowie.
- To jest usuwanie zbednych swiadkow. Poza tym maja swoich ludzi na policji, sprawa zostanie zamknieta i tyle gadania. To pracuje od ponad stu lat, z pokolenia na pokolenie. Ci ludzie potrzebuja leczenia, nie powinni leczyc.- powiedzial, z delikatnym usmiechem. Byl tak przygnebiony, ze mial ochote wyjsc, podciac sobie zyly i zapomniec o tym do czego przylozyl reke i na co sie sam przeciez zgodzil. Nikt nie kazal podpisywac mu umowy, wiedzac w co sie pakuje. Ale wtedy juz na pewno by go tutaj nie bylo. 
- Musi byc jakis sposob, zeby sprawa wyszla na jaw, nie mozna tego kryc. Nie mozesz zalatwic jakis dowodow?
- Kuba, zrozum ze oni maja znajomych sedziow, prokuratorow, policjantow. Do kogo ja z tym pojde? Pojade do USA zeby sie tym zajeli? Prosze Cie, stwierdza ze sam potrzebuje leczenia i wysla mnie nie daj boze tutaj, a wtedy zastrzyk i do widzenia, prosze o swieze kwiaty co miesiac i chce szary marmur.- mruknal pod nosem. Chlopaki spojrzeli bezradnie po sobie. Zaden z nich nie wiedzial co zrobic, co postanowic. Czy zabierac stad Matsa, czy na razie go zostawic. Czy uciekac do Australii, czy zostac i zyc w strachu ze kiedys zostana usunieci, bo wiedzieli za duzo. 
- Czyli co, mamy zyc w strachu ze cos nam moze sie stac?
- Z tym nie da sie zyc, uwierz, ze oszalejesz niedlugo. Jesli nie zapomnisz to oszalejesz, ja juz zaczynam.- prychnal smiechem, drapiac sie po glowie. Reprezentant Polski mial ochote go uderzyc za to co powiedzial, ale powstrzymal sie, zeby nie narobic niepotrzebnego zamieszania i zwrocic na siebie uwage. 
- Jestem tutaj bezpieczny?- obronca Borussi Dortmund wreszcie wlaczyl sie do rozmowy.
- Nikt tutaj nie jest bezpieczny, jesli bedziesz zachowywal sie jak wczesniej to wyjdziesz stad za cztery miesiace. Szczesciarz.
     Niemiec odetchnal gleboko, cieszac sie, ze jak na razie nic mu nie zagraza, ale przypomnial sobie o jednym malym szczegole.
- A mala? Jej cos moze sie stac?
- W jej przypadku wyjscie ze szpitala jest czysto kliniczie nie mozliwe, nie wyzdrowieje, ma za silny przypadek. Jest cholernie intelignetna, w koncu znajdzie chociazby kawalek blachy i podetnie sobie zyly. 
- A rodzina nie moze jej zabrac na zadanie?
- Wedlug nich to najlepsze miejsce w jakim mogla znalezc sie ich corka. Szpital "Nowe Zycie" co nie?
     Najmlodszy z pilkarzy nie wiedzial co ma robic. Byl bezsilny. Z jednej strony zalezalo mu zeby szybko zabrac stad kumpli i wrocic do dawnego zycia, ale z drugiej strony nie wybaczylby sobie, gdyby zostawil ja tu, a ona umieralaby w cierpieniach. 
- Jest jeszcze cos.- powiedzial David, po chwili niezrecznej ciszy.- Natalia jest atrakcyjna i sliczna, nie wazne ze mloda, wazne ze ma tyl i przod. No i inni sanitariusze czasami ja odwiedzaja na dluzej...
- ZE CO?!- powiedzieli wszyscy trzej na raz. Gotze podszedl do niego i prawie go uderzyl, gdyby nie interwencja Hummelsa.
- Staram sie byc z nia ciagle zeby sie  jej nic nie dzialo, ale inie zawsze moge.
- Zabieram ja stad. Nie wazne jak, ale nie pozwole zeby to sie dzialo.- powiedzial pewny Gotze i chcial wyjsc, ale David go zatrzymal, narazajac sie na zlosc pilkarza.
- Inaczej to rozegramy, mam plan, ale uspokoj sie.
- Posluchaj go.- powiedzial Hummels.

    Dzisiaj do kuzynki przyszla sama Paulina, jej mama musiala zostac dluzej na dyzurze w szpitalu. Pracowala jako pielegniarka, dlatego umiala zdjac Natalii kroplowke. Przyniosla ze soba ciastka czekoladowe, ktore upiekla wczoraj z mama i pyszny kompot z jablek. Weszla do sali, gdzie spala jej kuzynka. Zdziwila sie, widzac ze na calej rece ma bandaz. Usiadla obok niej na krzesle i po prostu patrzyla sie na jej spokojna, spiaca twarz. Kompletnie nie wiedziala jak ma sie zachowac, wiec czekala w spokoju. Rozmyslala nad tym, jak dziewczyna pelna zycia mogla zmienic sie w samobojczynie ze schizofrenia. Pamietala jak dzis, kiedy byly male to zawsze bawily sie w modelki i wiedzialy, ze zostana nimi w przyszlosci. Teraz Paulina chodzi do fotografa, a Natalia do psychiatry. Smutne, ze zycie moze nas tak zranic, bo nie ukarac. Natalia w swoim zyciu nie zrobilaby niczego, za co moglaby zostac ukarana. 
     W pewnym momencie zauwazyla cos bardzo dziwnego na lozku Natalii. Cos swiecacego lezalo obok jej poduszki. Niepewnie wyciagnela po to reke i zdala sobie sprawe ze to jest igla, taka jak do pobierania krwi! Wszystko w niej az buzowalo ze zlosci, jak mozna byc tak nieodpowiedzialnym i zostawic pacjentce igle. To tak jakby dac jej w reke zyletke z karteczka, gdzie ma ciac i z jaka moca. Wziela przedmiot w dlon i wyszla gwaltownie z pomieszczenia. Zauwazyla jednego z sanitariuszy, ktory wychodzil z pokoju obok.
- Przepraszam.- zawolala za nim, poniewaz szedl szybko przed siebie. Odwrocil sie niechetnie i stanal, patrzac w jej strone.
- W czym moge pomoc?
- Czy pan zajmuje sie moja kuzynka, Natalia Szepczynska?
- Tak, o co chodzi?- bardziej sie zainteresowal swoja rozmowczynia.
- Kto panu dal te prace? Jak mozna  byc tak bezmyslnym i zostawic igle na lozku dziewczyny ktora miala proby samobojcze? No jak tak mozna? Ja moge pana zaskarzyc i straci pan te robote szybciej niz ja pan zyskal.
- Mila pani, to musialo stac sie przypadkiem. Nazywam sie David. Wszystko wyjasnie, prosze ze mna przejsc do Natalii.- powolnym krokiem ruszyli z powrotem do pokoju schizofreniczki. Mineli pokoj numer 9, gdzie zaciekawieni pilkarze wsluchiwali sie w ich rozmowe. 
- Ja jestem Paulina.- przedstawila sie.- Mowmy sobie na Ty.
- Jasne.- usmiechnal sie, a ona chcac nie chcac, odwzajemnila jego usmiech. Mial w sobie cos, co ja do niego przyciagalo. Ale za chwile ogarnela sie, przeciez przez tego faceta o malo nie stala sie tragedia.
- Wiec co sie z nia stalo?- zapytala, myslac ze jest na mocnych lekach nasennych i nie zachowujac sie cicho bo przeciez i tak sie nie obudzi. 
- Zasnela sama- powiedzial cichym glosem- bez lekow, podalismy jej dzisiaj mniejsza dawke, zeby sprawdzic jak rozwija sie bez najwiekszej dawki neurolitykow. 
- I jak?- nasladowala jego ton, aby nie zbudzic nastolatki. Pierwszy raz od bardzo dawna zasnela sama, bez pomocy tabletek. 
- Jeszcze nie wiemy bo sie nie obudzila, ale mam nadzieje ze odpowiednia terapia da jej chodz troche ukojenia od tego cierpienia, jakie przezywa. 
- No dobrze, a moglabym wiedziec co ta igla robila na jej lozku? Przeciez ona mogla zrobic sobie nia krzywde.
- Wiem, to moj wielki blad. Dzisiaj kiedy chcialem pobrac jej krew, miala atak i bardzo sie szarpala, i igla zlamala sie. Wykrwawiala sie, wiec kiedy udalo mi sie wyjac igle, musialem zatamowac krwotok i rzucilem ja byle gdzie. Bezmyslne zachowanie, ktore moglo doprowadzic do tragedi, ale dobrze, ze nic sie nie stalo.- powiedzial, a na koniec usmiechnal sie przepraszajaco patrzac w strone spiacej dziewczyny.- Nawet dzisiaj sie odezwala.
- Ona jeszcze jest w stanie mowic?
- Oczywiscie ze tak. Nie zawsze logiczne i pelne zdania, przez schizofrenie katatoniczna, ktora odbiera jej ta mozliwosc a wtedy zachowuje sie jak dziecko, ktore nie radzi sobie ze swiatem. Ale jak nie ma atakow, to zachowuje sie calkiem normalnie.
     Paulina spojrzala ponownie na kuzynke, ktora poruszyla sie i niespokojnie oddychala, jakby jej sie cos snilo. Po chwili otworzyla wystraszone oczy i spojrzala na nich. Z ust wydal sie jej zduszony pisk, ale uspokoila sie, widzac, ze David jest w pomieszczeniu. W koncu powiedzial zeby mu ufac.
- Nie pospalas dlugo.- usmiechnal sie, siadajac na krzesle obok jej lozka.- Jestes glodna?- pokrecila przeczaco glowa, patrzac sie teraz na Pauline. Kompletnie jej nie poznawala, dawno sie nie widzialy, poza tym nie pamietala, zeby miala ciemny blond. Od zawsze byla brunetka.
- Czesc Natalcia.- powiedziala ze smutnym usmiechem. Widziala, ze jej nie poznaje. 
- Mow do niej po niemiecku.- podpowiedzial David, a Paulina powtorzyla, tylko ze w jezyku niemieckim. Dalej zero reakcji. 
- Dlaczego w niemieckim?
- Bo nie lubi mowic po polsku, mowi po hiszpansku, angielsku i niemiecku, zdarza jej sie francusku i portugalsku, raz nawet wlosku.
- Tak, zawsze miala talent do jezykow obcych. 
- Jak sie czujesz?- czarnowlosy spytal, patrzac sie na swoja pacjentke. 
- Boje sie.
- Tego co jest pod lozkiem?
- Nie, boje sie ich.
- Mowilem Ci, tutaj nic Ci sie nie stanie. 
- Oni tu byli dzisiaj...
- Kto?- wtracila sie Paulina, nie wiedzac czy to choroba czy rzeczywiscie cos czego sie boi Natalia istnieje na prawde.
- Znowu to zrobili.- oddychala coraz szybciej, az zatrzymala wzrok na drzwiach i zaczela plakac i krzyczesz. David spojrzal bezradnie na jej kuzynke i wyjal z fartucha strzykawke. 
- Uspokoj sie, spokojnie...- mowil i podal jej lekarstwo na uspokojenie i na sen. Chwile jeszcze sie poszarpala, ale polozyla sie i otepialym wzrokiem patrzyla na nich. Byla bledsza niz zwykle. 
- Nie zdrowo jest dawac jej tyle tych lekow...
- Lepiej, zeby umierala ze strachu? 

     W tym czasie chlopaki wciaz nie wiedzieli co maja robic. Kuba z Mario postanowili ze wroca tu jutro i jakos postaraja sie cos wymyslec. Umowili sie, ze beda zachowywac sie w tym miejscu naturalnie i nikomu wiecej nie powiedza o czym sie dzisiaj dowiedzieli, nie wazne jakby ich to brzydzilo. Najpierw musza wyciagnac stamtad Matsa, a potem ewentualnie cos dzialac, ale nie narazajac na niebezpieczenstwo swoich rodzin. 
- To jest cholernie jak z jakiegos horroru King'a.
- Uwazam, ze King bylby najlepszy w histori, jesli by to wymyslil. 
- Serio, czuje sie jak w jego ksiazce.- Kuba siedzial pod swoim domem z mlodszym kolega. Pili zimne picie na duzej hustawce i zastanawiali sie. Nie robia nic innego poza zastanawianiem sie co dalej. 
- A co jesli schizofrenia to nie choroba, tylko zdolnosci paranormalne, ktore chcemy zagluszyc lekami?- spytal po chwili Gotze. Zastanawial sie nad wszelkimi mozliwosciami uzdrowienia dziewczyny, ale nie wiedzial czy istnieje jakis lek, ktory by jej pomogl.
- Przeciez Hummels jest juz zdrowy. Przynajmniej tak pisze w karcie, ze tylko sprawdzaja czy nie ma juz obajwow, a potem do widzenia Mats. 
- Wiem, ale mimo to ta choroba jest dosc zagadkowa, nie uwazasz? Slyszysz glosy, widzisz czegos czego nie ma, czujesz jakis zapach albo smak, ktory nie istnieje. Wygladasz jak trup, to cie wykancza, ciagle masz wrazenie ze ktos chce cie zabic. 
- Czasami zastanawiam sie czy Hummels na prawde na to chorowal, czy nie chcial isc do wiezienia.
- Mi mowi ze na prawde slyszal glosy, ktore kazaly mu to zrobic bo jak on nie zabije tego czlowieka to on zabije jego. No i powiedzial, ze to wszystko minelo po tygodniu gdy to zrobil. 
     Rozmawiali jeszcze o Hummelsie przez kilka dobrych minut, ale w glowie mlodszego pilkarza, siedziala inna osoba, chora na schizofrenie.


Ten rozdzial mi nie wyszedl, ale nastepny bedzie ciekawy i wiecej sie bedzie dzialo. Chcialabym powiadomic was, ze zaczynam pisac jednopartowki na odzielnym blogu, wiec jesli zechcielibyscie opowiadanie z jakims pilkarzem, to piszcie na tym blogu, ktorego znajdziecie w dziale TWORCZOSC. Pozdrawiam i mam nadzieje, ze nie zanudzam was swoimi wypocinami. Do nastepnego aniolki!

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdzial trzeci: To wiezienie w ktorym umieraja pacjenci, ale nie sami. Pomagamy im w tym.

     David nie wiedzial czy ma mowic, cala pewnosc siebie uszla z niego, kiedy prawie przylapal ich lekarz dyzurujacy. Razem z Gotze musieli wyjsc z pokoju zlego jak osa Hummelsa, ktory dostal swoje leki i poszedl spac. Sanitariusz wlasnie mial jechac do domu, dlatego wyszedl w tym samym czasie z pilkarzem niemieckiej druzyny. Sam blondyn postanowil wrocic tu jutro i dokonczyc rozmowe, ktora nie chcial prowadzic bez udzialu swojego przyjaciela.
- Powiedz mi tylko czy jest tu bezpieczny?
- Mats? Na ta chwile tak, jego leczenie idzie dobrze i nie dlugo wypuszcza go stad, a karte przeniosa do jego lekarza rodzinnego. Nie zagraza mu zadne niebezpieczenstwo, poki gora nie dowie sie, ze wie prawie wszystko o nich.
- Na razie to nic nie wie.- powiedzial zachmurzony, wiedzac, ze dzisiaj nie wroci do Monachium, a pojedzie do swojego przyjaciela- Marco. 
- Ale bedzie wiedzial, a od tej pory bedzie zupelnie inaczej patrzyl na psychiatrow, ktorzy szybko moga dowiedziec sie ze cos jest nie tak. Chyba ze Mats umie doskonale grac.
- O to sie nie martw, to ma opanowane do perfekcji.- chociaz nie wiedzial czy tak jest na prawde, chcial uspokoic samego siebie, ze jego przyjacielowi sie nic nie stanie. 
- Ty tez mozesz byc w niebezpieczenstwie, tez bedziesz wiedzial za duzo, to bedzie dla nich nie wygodne. 
- Mi nic nie moga zrobic.
- Uwierz, ze moga wiecej, niz Ci sie wydaje.- westchnal, poklepal go po plecach i udal sie do swojego auta. Niemiec stal jeszcze przez chwile w tym samym miejscu, ale opanowal sie przed checia wrocenia sie i zabrania stamtad Matsa. Zrobil to samo co przed momentem David i jechal do domu Marco, chociaz nie uprzedzil go o swojej wizycie. Musial z nim porozmawiac, nie tyle co o Matsie, ale o swoich sprawach osobistych. 
     Dojechal w niecale dwadziescia minut i widzial, ze ktos jest u swojego kumpla. Bal sie, ze bedzie musial pojechac do innego z chlopakow i poczekac z rozmowa, ktora bardzo go dreczyla. 
     Zapukal do drzwi, ktore otworzyl mu rozesmiany Marco, ktory gdy tylko go zobaczyl rzucil sie na niego i zaczal sciskac.
- Moj Mario przyjechal! Moje kochanie przyjachalo!- krzyczal jak opetany, a blondyn smial sie, probujac go z siebie sciagnac, ale wyszlo tylko to, ze turlali sie po ogrodku jak banda dzieciakow, rozesmiani od ucha do ucha. W drzwiach stanal Kuba Blaszczykowski z swoja zona i corka. Sam nie opanowal emocji i dolaczyl sie do nich, przez co wygladali nadzwyczaj zabawnie. 
- Przyjechales do mnie!- krzyczal dalej szczesliwy Reus.
- Tak, do ciebie.- smial sie drugi z przyjaciol, w koncu nie widzieli sie prawie dwa tygodnie. Niby to malo, z Ann nie widywal sie po miesiac, a nie witali sie tak jak on z Marco. Moze dlatego, ze chlopak jest dla niego jak brat, nawet wiecej niz brat, a Ann to tylko dziewczyna. No wlasnie, tylko dziewczyna? O tym wlasnie miedzy innymi chcial pogadac z Reusem. 
     Po dziesieciu minutach witania, weszli do srodka i zasiedli w salonie. Niestety Kuba z rodzina musieli juz jechac, poniewaz mala Oliwia chciala koniecznie spac. Umowili sie, ze pojada jutro razem do Matsa. Kuba byl jedna z osob, ktora mysli rozsadnie i moze pomoc im w tej skomplikowanej sprawie. Jak na razie nie chcial mieszac w to Marco, wiec postanowil nic mu o tym nie mowic, a sam chlopak nie mogl odwiedzic kolegi, poniewaz ma wazna wizyte u swojego lekarza. 
- A teraz mow co cie do mnie sprowadza.- rzucil mu puszke piwa, a sam rozsiadl sie na kanapie na przeciwko fotela, w ktorym siedzial jego przyjaciel. 
- Sprawy wazne i nie podlegajace czekaniu.
- No wiec mow, a ja postaram Ci sie pomoc, chociaz nie obiecuje ze bede umial. 
- No okej.- pociagnal dlugi lyk trunku na rozluznienie, oczywiscie pamietajac o umiarze, w koncu musial jutro z samego rana pojechac po Blaszczykowskiego i do szpitala.- Od jakiegos czasu nie uklada mi sie z Ann.
- ZERWIJ Z NIA!- krzyknal ucieszony Niemiec, prawie wylewajac swoje piwo.
- Od jakiegos czasu nam sie nie uklada- zignorowal go.
- A wiec z nia zerwij.
- Czy mozesz mnie posluchac do konca?!- oburzyl sie i spojrzal na niego spod byka, co rozbawilo mlodego pomocnika. Machnal reka ignorujac miny jakie stroil "jego Mario". 
- Nie lubie szmaty, to dlatego. W sumie nikt jej nie lubi, sadze nawet, ze i Ty jej nie lubisz. 
- Ja ja kocham.
- Oszukujesz samego siebie, ale mow dalej kochany. 
- No i co mam zrobic, zeby bylo lepiej miedzy mna a nia? Bo chce z nia stworzyc dobry zwiazek, ale klocimy sie bez przerwy, ona nie akceptuje moich wyborow, twierdzi ze nie mam dla niej czasu, a sama woli pojsc na zakupy z kolezankami zamiast spedzic ten czas ze mna. 
- Ja nie powiem Ci o niej nic dobrego, najlepszym rozwiazaniem byloby zakonczenie tego zalosnego pseudo zwiazku i mialbys spokoj, znalazlbys sobie kogos o wiele lepszego. 
- Zawsze wiedzialem ze moge na Tobie polegac.- mruknal i niezadowolony spogladal na swoj telefon, gdzie widnial numer do Ann. Chcial do niej zadzwonic i poinformowac o tym ze zostal w Dortmundzie, ale nie widzial czy jest sens w tlumaczeniu sie ze swojej nieobecnosci, skoro ona nie robi tego samego. 
- Ty w ogole wiesz co to milosc?
- Co to za glupie pytania?- zmarszczyl brwi, nie rozumiejac co Marco chce przez to powiedziec. 
- Milosc jest jak tama. Jesli pozwolisz, aby przez szczeline saczyla sie struzka wody, to w koncu rozsadza ona mury i nadchodzi taka chwila, w ktorej nie zdolasz opanowac zywiolu. A kiedy mury runa, milosc zawladnie wszystkim. I nie ma wtedy sensu zastanawiac sie, co jest mozliwe a co nie, i czy zdolamy zatrzymac przy sobie ukochana osobe. Kochac to tracic panowanie nad samym soba. Straciles panowanie nad samym soba?
     Gotze chwile musial zastanowic sie, nad odpowiedzia. Wiedzial, ze nikt zbytnio nie przepadal za Ann, ale w tym momencie Marco byl bardzo powazny. Chcial jak najlepiej dla swojego przyjaciela, nawet jesli to najlepiej mialoby byc z Ann u boku. 
- Nie.
- No to masz odpowiedz.- wrocil stary Reus i dalej pil piwo, patrzac sie w ekran telewizora, gdzie Liverpool ogrywal Chelsea dwoma golami. 
- Zerwac?
- Sam sobie odpowiedz na to pytanie, a ja pojde po jedzenie.

     Rano Reus dal ubrania mlodemu pilkarzowi, nakarmil i pozwolil jechac. Pomogl mu podjac wazna decyzyje w jego zyciu, wiec byl o niego spokojny. Sam wyszykowal sie do lekarza i wsiadl do auta, jadac pod umowiony adres.
     Mario byl juz z Kuba na miejscu. Ten drugi nie czul sie tak pewnie jak jego mlodszy kolega, poniewaz jeszcze tutaj nie byl. Strach przeszywal go, kiedy widzial innych pacjentow. Zamiast pojsc tam gdzie odwiedzaja innych pacjentow, to poszli na pokoje. 
     Hummels stal juz przed swoim wraz z Davidem. 
- Musze jeszcze zajzec do Natalii, miala atak w nocy. Dam jej zastrzyk i wracam.
- No dobra.- westchnal blondyn, przypominajac sobie o istnieniu malutkiej istotki z morskimi oczami.- A co z nia?
- Zachowuje sie jakos dziwnie, niby nie ma objawow wechowych i smakowych, ale za to omamy wzrokowe sie nasilily, boli ja glowa, placze, nie chce otwierac oczu. Wykancza sie.
- Moge do niej zajrzec?
- No nie wiem...
- Tylko raz.
- No dobra, ale badz cicho, zeby jej nie wystraszyc. 
     Zostawil Kube i Matsa, ktorzy przytulali sie i smiali wesolo, bo w koncu sie spotkali, po dlugiej rozlace. Mario szedl za Davidem do pokoju. Kiedy sanitariusz otworzyl drzwi, dziewczyna lezala na lozku, patrzac w sufit. Miala motylka na dloni, przez co wygadala na malutkie dziecko. 
- Usiadz tak zeby Cie latwo zobaczyla.- powiedzial mu David, a sam zabral sie za zmienianie motylka. Gotze patrzyl sie na jej delikatna twarz, ktora skrzywiala sie z bolu, kiedy chlopak robil cokolwiek z jej reka.- Mow do niej.- podpowiedzial mu cicho.
- Hmm, czesc Natalia. Pamietasz mnie?- spytal po chwili, czulym glosem. Ta nie zwrocila na niego uwagi, ale nie dawal za wygrana. Delikatnie dotkanal jej dloni, kiedy sanitariusz wkuwal sie w jej dobrze widoczna zyle. Dziewczyna pisnela cicho, co zdziwilo czarnowlosego.- Co?
     Ten jednak go zignorowal i nachylil sie nad nia, patrzac na oczy. 
- Nie dali jej lekow i czuje, nie zachowuje sie jak... cholera.- pilkarz patrzyl, jak ten odlacza gwaltownie kroplowke.- Mow do niej, ja musze pobrac jej krew, wkluc sie gdzie indziej, zeby mysleli ze dostala lek, dam jej mniejsza dawke neurolitykow, chyba odzyskuje zmysly.- usmiechal sie caly czas, jakby cieszyla sie tym. To wcale nie byl powod do smiechu, wiedzial rowniez ze blondynka widziala zbyt duzo, zeby stad kiedykolwiek wyjsc, nawet jesli jakims cudem wyzdrowieje, chociaz wtedy szpital uzyskalby reforme najlepszego na swiecie, a dziewczyna bylaby przykladem osmego cudu swiata i uzdrowienia. 
- Zaraz... czego ona ma czerwone oczy jak po narkotykach?
- Dowiesz sie w pokoju Matsa, nie przeszkadzaj mi, opowiadaj jej cos, lubi Barcelone. Mow o niej zeby sie rozluznila bo nie chce zeby krzyczala.
     Mario zdeozrientowany spojrzal na wystraszona twarz dziewczyny. Patrzyla sie w punkt za nim, chociaz nie chcial pytac co za nim jest i co widzi, to czul ze to cos strasznego, ze ona na to tak reaguje.
- Czemu placzesz?- spytal cicho, delikatnie jezdzac palcem po jej dloni.
- Boje sie.
- Tego co jest za mna?- pokrecila przeczaco glowa, co zdziwilo pilkarza- a czego sie boisz?
- Tego co przed chwila weszlo pod lozko.
     Mimo ze wiedzial, ze dziewczyna to schizofreniczka, to ciarki przeszly mu po plecach i polknal glosno sline. 
- Sprawdze i zobaczysz, ze tam nic nie ma.- wysilil sie na szczery usmiech. Rozejrzal sie pod lozkiem i jak byl przekonany, nic tak nie znalazl.- Nic tam nie ma, nie musisz sie bac Natalia. 
- Wiem ze tam nic nie ma.
- To czemu sie boisz?
- Bo balam Ci sie powiedziec, ze to caly czas siedzi Ci na plecach.
     Spojrzal sie na Davida wielkimi oczami, a ten jedynie wzruszyl ramionami.
- To choroba.- przypomnial mu. 
- Ty tylko to widzisz, tego na prawde nie ma.
     Nagle zaczela szybciej oddychac, a po jej policzkach zewnie splywaly lzy. Miotala sie, przez co Davidowi przelamala sie igla i kawalek zostal w zyle dziewczyny.
- Pomoz mi.- rzucil do Mario- przytrzymaj ja, musze wyjac jej igle. Uspokajaj ja i caly czas do niej mow.
     Gotze nachylil sie nad nia i trzymal ja za nadgarstek i ramie. 
- Cicho, juz, spokojnie, nic sie nie dzieje, jestes bezpieczna.- mowil uspokajajacym glosem, a ona mimo to szarpala sie na wszystkie strony placzac i wydajac z siebie zduszony pisk. Nie mogla zlapac oddechu.- Daj jej cos od uspokojenia.
- Nie moge, trzymaj ja bo nie moge wyjac igly.- krew splywala bo jej rece, a ona jakby tego nie czujac, w przyplywie adrenaliny prawie wyszarpala sie pilkarzowi.- Cholera, zaraz sie wykrwawi.
- Natalia uspokoj sie, jestem przy Tobie, nic Ci sie nie stanie, ej spokojnie, pozwol sobie pomoc. Lez spokojnie, nikt nie zrobi Ci krzywdy, wszystko bedzie dobrze, przy mnie jestes bezpieczna.- mowil caly czas, a ona spojrzala mu w oczy i o dziwo uspokoila sie, chociaz caly czas plakala i oddychala bardzo ciezko. Kiedy David pracowal przy rece, caly czas trzymal ja za nadgarstek, a druga oderwal od barku i odgarnal kosmyk loczkow z jej czola. Patrzyla sie na niego ostroznie i powoli odzyskiwala normalny oddech.- Nie denerwujemy sie juz, tak? Nie wolno sie denerwowac.
- Wyjalem, zajmij ja czyms a ja pojde po opatrunki. Jakby ktos przyszedl to powiedz, ze jestes tutaj ze mna.- powiedzial sanitariusz i wybiegl po opatrunek, aby zatamowac krew. Dziewczyna stawala sie coraz bledsza, osiagnela chyba bladosc wieksza od kartki papieru. Widoczne byly wszystkie zylki na rekach i kilka na czole i policzku. 
- Nie denerwuj sie juz, jestem przy tobie i nic nie zrobi ci krzywdy malenka, opanuj sie. Sliczne dziewczynki sie nie denerwuja.- usmiechnal sie do niej delikatnie, a ona juz oddychala miarowo. David przyszedl po dwoch minutach i zaczal dzialac przy rece dziewczyny. Krzywila sie co chwile z bolu, ktory dopiero co zaczela odczuwac. 
- Nie wiem jak ty to robisz, ale w nocy musielismy dac jej spora dawke leku zeby uspokoila sie w dwie godziny, a tobie udalo sie ja uspokoic w dwie minuty. Brawo stary.- poklepal go po plecach i spojrzal na nia.- Nie rob mi wiecej takiego stracha, ja nie zrobie ci krzywdy, pomoge ci. 
- Boje sie ich.- szepnela. patrzac prosto na Davida.
- Ja tez, ale nie martw sie, nie zrobia ci krzywdy. Juz moja w tym glowa. A teraz spij, przyjde do ciebie zanim pojade do domu i przyniose ci jedzenie, jesli nie chcesz dzisiaj wychodzic z pokoju. A moze narysowalabys cos? Podac ci olowek i blok?
- Nie. Jestem zmeczona.
- To usnij malenka. 
- Boje sie.
- Nic ci sie nie stanie, mozesz mi zaufac.- usmiechnal sie do niej, a Mario przypatrywal sie mu w zastanowieniu, o kim mowila dziewczyna. Moze mowila o swoich omamach, a David podszedl ja psychologicznie i chcial pokazac jej, ze ma wsparcie. Moze i nie prawdziwe z jego strony, ale grunt zeby ona w to uwierzyla. Dziewczyna spojrzala jeszcze na Gotze, a ten rowniez usmiechnal sie do niej czule.
- Mamy zostac dopoki nie zasniesz?- kontynuowal sanitariusz, przysuwajac sobie krzeslo.Ona pokiwala niesmialo glowa.- Dobrze, zostaniemy. 
     Mario z powrotem usiadl na lozku dziewczyny, nieswiadomie jezdzac palcem po jej dloni. Mozliwe ze to wlasnie ja najbardziej uspokajalo. Zamknela oczy, a po pieciu minutach spokojnie oddychala. 
- Widzisz, ona ma takie ataki ze nie mozemy ich opanowac. Polubila cie, odwiedzaj ja czesciej.- szepnal David i wstal z krzesla. Pilkarz jeszcze spojrzal na nia, poprawil jej koldre i odgarnal wlosy z czola, a nastepnie wstal i niechetnie wyszedl razem z czarnowlosym chlopakiem. 

     - Co wam tak dlugo zajelo, myslelismy ze juz zrobiles cos mojemu kumplowi i zaatakujesz Kubusia, mial juz uciekac przez okno. Wygryzlby te kraty i wcale nie przesadzam, bo tak wygladales.- mowil do nich i do Blaszczykowskiego. Polak zrobil mine obrazonego dziecka i odwrocil sie plecami do Hummelsa. 
- Natalia miala atak i akurat jak przyszlismy, szarpala sie i igla zostala jej w rece, musialem jakos zadzialac zanim sie wykrwawi i Mario dobrze ja uspokoil, na prawde. Musisz czesciej do niej przychodzic, przy tobie robi sie spokojniejsza.
- No dobra, potem o tym pogadamy, a teraz mow to co miales powiedziec.- Gotze usiadl przy drzwiach, dla ostroznosci, Hummels wyciagnal reke po urzadzenie, a Blaszyczkowski wybral parapet. Sanitariusz usiadl obok krzesla, o dziwo nie na nim, a na podlodze. 
- Ale sluchajcie do konca, pytania beda pozniej. I nie mieszajcie w to nikogo, okej? Ta wiedza jest niebezpieczna, od dzisiaj wy i wasze rodziny jestescie w niebezpieczenstwie, nie mniejszym w jakim jestem ja. 
- To jakas cholerna mafia?- prychnal zestresowany Polak. W koncu ma zone i dziecko, ale nie chcial zostawic swoich przyjaciol w potrzebie, od tego w koncu sie ich ma. Kto wie, moze i on bedzie niedlugo potrzebowal ich pomocy. 
- Nie wiem jak to nazwac, nigdy nie slyszalem o czyms tak skomplikowanym i niebezpiecznym. To jest cos w rodzaju sekty. Wszyscy tutaj chodza i nosza wielki sekret. W tym jestem niestety i ja, nie wiedzialem w co sie pakuje. Gdybym wiedzial, to nigdy bym sie tu nie pojawil, nie studiowalbym psychologii nigdy. 
- No dobra, przejdz do rzeczy.- ciagnal dalej zdenerwowany i wystraszony reprezentant Polski. 
- To nie jest zwykly szpital psychiatryczny. To wiezienie, z ktorego nie kazdy wychodzi w lepszym stanie. Otoz zaczyna sie tak, ze przywoza do nas ciezkie przypadki depresji, rozdwojenia jazni, przywoza do nas niedoszlych samobojcow. Ci ostatni sa najmniej zagrozeni, nie wymagaja leczenia farmakologicznego, posiedza miesiac- dwa, pogadaja z psychiatra, dostana psychologa na jakis okres czasu i do widzenia. Nie stanowia zagrozenia dla mienia szpitala. Jesli oczywiscie czegos nie wiedza. Nie wiem wszystkiego o tym miejscu, nie chcialem wiedziec, bo czulbym sie gorzej ze w gruncie rzeczy pomagam im w tym ich chorym swiecie. 
- Zaraz, zaraz...- przerwal Hummels.- Jak to nie wiesz wszystkiego?
- Normalnie, nie wypytywalem innych ktorzy dluzej tu pracuja, nie szukalem dziwnych informacji w papierach. Wiem z grubsza o co chodzi.- wzruszyl ramionami i wyciagnal nogi. Byl zmeczony po calym dniu uzerania sie z osobami chorymi psychicznie. Wymordowala go ta ostatnia akcja z dziewczyna, w koncu gdyby ja tak zostawil to by umarla. 
- Dobra mow. 
- A wiec, kiedy mamy trudniejsze przypadki to leczymy je nie tylko neurolitykami, psychotropami czy lekami uspokajajacymi i usypiajacymi. Jesli nie mozemy dac sobie z nim rady to wstrzykujemy im w zyle. 
- Hera? 
- Nie tylko. Wszystko co mozliwe, potem jest sie zaspanym i sie uspokajaja, o dziwo nie maja objawow swoich chorob. Ale to wyniszcza ich organizm, trafiaja czasem na odwyk. Czasami tez zakladamy im maski i puszczamy... ziolka.
- Nie no to jest jakis zart.- Mats zlapal sie za glowe i przeczesal palcami wlosy.- Mi tez tak robiliscie?
- Dwa moze trzy razy. Ale do rzeczy. Najlepszym przykladem co tutaj robimy jest wlasnie Natalia. Mario, ty widziales, jak zaczela kontaktowac, zamienila pare zdan, nie byla otepiala. Otoz, Schizofrenia stanowi dla dzisiejszej medycyny wciąż dużą zagadkę – poszczególne typy tego schorzenia nie mają jasno określonych przyczyn, przez co nadal nie udaje się opracować w pełni skutecznej i uniwersalnej terapii. Obecnie rozróżnia się kilka typów schizofrenii, które różnią się od siebie przede wszystkim obrazem klinicznym. Jednym z najbardziej charakterystycznych jest bez wątpienia schizofrenia paranoidalna.Schizofrenia paranoidalna zwana jest również postacią urojeniową, ponieważ w obrazie klinicznym dominują objawy zaliczane do grupy pozytywnych. Przez to również rokowania na całkowite wyleczenie pacjentów są większe, bardzo rzadko pojawiają się bowiem wrażenia negatywne, np. uczucie pustki, niechęć do życia. Cechą charakterystyczną schizofrenii paranoidalnej są liczne urojenia, np. prześladowcze. Zachowanie chorego często bywa niebezpieczne dla otaczających go ludzi, których obrzuca on absurdalnymi oskarżeniami o szpiegostwo i knowania przeciwko niemu. Pacjent próbuje również udowodnić istnienie rzekomych urządzeń autorstwa innych ludzi, których używa się do jego codziennej inwigilacji.- powiedzial, chociaz z tego nie wszyscy zrozumieli cos nowego.- Natalia twierdzila ze rodzina chce ja zabic, otruc. Szukala pretekstow by nie spedzac czasu w domu, bala sie swoich wlasnych rodzicow, oskarzala ich o to ze chca sie jej pozbyc. Nigdzie nie mogla znalezc sobie miejsca.
- To na pewno tylko jej choroba? A nie ma w tym prawdy? Sprawdzaliscie to?- zainteresowal sie Blaszczykowski, nie znajac dokladnie wyczynow dziewczyny. 
- Mamy pewnosc, ze to nie prawda. Bynajmniej po jej objawach i zachowaniach wiemy, ze mala cierpi i to bardzo. Ma omamy sluchowe i wzrokowe, wechowe i smakowe, twierdzi ze widzi czarna postac, ktora stoi nad nia. Na razie wiemy tylko tyle, nie da sie z nia normalnie przeprowadzic terapi, nie moze zlapac oddechu kiedy o tym mowi. Za dwa tygodnie bedzie miala probe terapi hipnozy z najlepszym psychiatra. Ale... wiemy ze ona stad nie wyjdzie.
- Jak to stad nie wyjdzie?
- Zbyt duzo wie. Gdy nie mozemy kogos wyleczyc to go zabijamy. Inaczej nie mozna tego nazwac. To wiezienie w ktorym umieraja pacjenci, ale nie sami. Pomagamy im w tym. 


Mamy juz trzeci rozdzial. A Niemcy w polfinale Mundialu, czego mozna bylo sie spodziewac zreszta. Jestem dumna z Brazylii, ktora pnie sie coraz wyzej az do zwyciestwa i juz wiem, ze zmierza sie z Niemcami, jesli tylko pokonaja Kolumbie. To bedzie zdecydowanie najciekawszy mecz Mundialu, tak mial wygladac final. Ale mniejsza z tym, opowiadanie jak najbardziej idzie coraz szybciej, wena mi nie przechodzi, mam nadzieje ze czytacie z przyjemnoscia to co dla was wypisuje i nie zasypiacie przed ekranami. Pozdrawiam i do zobaczenia w nastepnym rozdziale, aniolki!

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział drugi: Boga nie ma, gdyby tu byl, to zniszczylby to w proch.

     - David nie chciał mi za bardzo o niej powiedzieć niczego, ale z dnia na dzień dowiadywałem się więcej. Wiesz, umiałem go podejść. 
- Zaraz, zaraz, ale czemu chciałeś się o niej tyle dowiedzieć.
- Spójrz na nią i na to jak wygląda. Nawet jej zachowanie... Nie zachowuje się jak reszta tutaj.- mówił zachwycony. Innych miał dość, a ona była...tajemnicza. Chciał się o niej dowiedzieć jak najwięcej, by zaspokoić swoją ciekawość. 
- No dobra, mów co wiesz o niej.- nie wiedząc czemu, nie mógł oderwać od niej wzroku. Była taka piękna i ewidentnie wyglądała na wystraszoną.
- A więc nazywa się Natalia i ma szesnaście lat. Na schizofrenię choruję już od trzech lat. Była w sześciu szpitalach psychiatrycznych, to jest siódmy. Nie umieli jej pomóc, ciągle miewa mamy słuchowe, wzrokowe, węchowe i smakowe. Cierpi na najcięższą odmianę schizofrenii, paranoidalną z pomieszaniem katatonicznej. Jest niby spokojna, ale w nocy ma niezłe odpały, muszą dawać jej najsilniejszą dawkę żeby zasnęła. 
- Biedactwo...- powiedział pod nosem i miał ochotę podejść do niej, przytulić, zabrać stąd, ale po chwili zganił się za tą myśl. To jeszcze dziecko, chore na schizofrenię dziecko. Chociaż nie chciał i nie myślał o niej jak o dziecku, to wmawiał sobie że tak jest. 
- Boi się każdego, wszystkiego. Najgorsze jest to, że schizofrenii nie da się wyleczyć, da się jedynie złagodzić objawy lekami i... i miłością. Wiesz o co mi chodzi?
- No właśnie niezbyt.- spojrzał się na niego dziwnie. Pierwszy raz odkąd tu jest odwrócił wzrok od dziewczyny.
- Zaprzyjaźnimy się z nią.- wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.- Idziemy z nią pogadać? W sumie już z nią gadałem, ale jest strasznie wystraszona.
- A mogę sam? Ale to głupie... 
- Ona nie ma tu nikogo. Wiem jak się czuje.- powiedział po chwili niezręcznej ciszy, a Mario już nie miał wątpliwości. Wstał i niepewnym krokiem udał się w stronę miejsca, gdzie siedziała dziewczyna. Usiadł naprzeciwko niej, a ta zbyt zajęta rozmyślaniem, bawiła się swoimi palcami. Płakała. Jej oczy były strasznie opuchnięte od płaczu, a na śnieżnobiałej skórze zauważył liczne ślady po cięciach. 
- Hej, czemu płaczesz?- spytał delikatnym głosem, kucając naprzeciwko niej, żeby widzieć jej twarz. Spojrzała się na niego powoli. Lekko kołysała się  w przód i w tył, ale to chyba normalne w tym szpitalu. Wszyscy to tutaj robili. No oczywiście oprócz Matsa, on jest jak najbardziej zdrowy psychicznie. 
- Boję się- powiedziała cicho i coraz bardziej zaczynała płakać. Mario zbytnio nie wiedział co ma zrobić.
- Czego się boisz?
- Tego co jest za Tobą. 
     Zamarł. Przy pierwszym kontakcie z dziewczyną już nabawił się niezłego stracha. Ale wiedział, że to choroba, a nie ona. Uśmiechnął się do niej czule i spojrzał w jej oczy.
- Nie bój się, tutaj niczego nie ma. Wiesz, nie wszystko co widzisz jest na prawdę. Za mną niczego nie ma, nie musisz się bać.- powiedział, ale mimo to dziewczyna cały czas patrzyła się w punkt za nim i coraz szybciej oddychała. Spojrzał się z pomocą na Matsa, a ten pokazywał gestami, żeby ją uspokajał jak mógł.- Jak się nazywasz? Natalia, tak?
- Tak. 
- Ładnie.-uśmiechnął się do niej ciepło, a ta przenosiła co jakiś czas tylko wzrok na ścianę za nim. Nagle złapała się za głowę i zaczęła się miotać, Mario nie wiedział co się dzieję. Mats podszedł do niego i nacisnął guzik przy palcu dziewczyny. Sanitariusze zjawili się szybko, i wcisnęli jej jakiś zastrzyk, po którym znieruchomiała i powoli usypiała. 
- Byłeś właśnie świadkiem ataku schizofrenika, opowiesz o tym wnukom.- Hummels poklepał go po ramieniu.
- Myślisz że to przeze mnie?
- Nie, co Ty. Ona cały czas patrzyła się na tą ścianę. Czasami zachowuję się jak zagubione dziecko. Do tej pory ani razu nie zobaczyłem jej uśmiechu, serio. 
- Jest śliczna.
- Podoba Ci się?
- Bardzo.- powiedział nie panując nad tym, ale zaraz się domyślił jakie mogą być konsekwencje.- Znaczy nie, nie no co Ty. Mam Ann przecież i ją kocham.
- Wiem co powiedziałeś.
- Ale dlatego że się zamyśliłem.
- Wtedy ludzie mówią  prawdę, poza tym na nią patrzysz tak jak nawet na Ann nie patrzysz, nawet na mnie tak nie patrzysz.- złapał się teatralnie za serce.
- Oj weź już skończ temat,nie podoba mi sie i już, to jeszcze dziecko, na dodatek jest chora. To ją skreśla.
- Co?
     Niemiec spojrzał na niego jak na idiotę. Jak on mogł powiedzieć coś takiego.
- No to.
- Wiesz co Mario, lepiej będzie jeśli już pójdziesz. Przyjedź, kiedy przestaniesz szufladkować ludzi.Zachowujesz się jak Ann. 

     Gotze przeprosił Matsa i powiedział że to dlatego, iż jest zmęczony i zestresowany. Postanowił że spędzi z przyjacielem dzień jak za starych dobrych czasów. Tylko ze nie pójdą na imprezę, ale to mały szczegół. Siedzieli w pokoju Hummelsa, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Po chwili wszedł David, dobrze znany im sanitariusz. 
- Psychiatra powiedział, że kontakty z innymi ludźmi są jej obce, więc możecie spróbować, ale błagam, delikatnie. 
- Mario jest dobry w delikatności ja bym pewnie coś palnął od rzeczy i by było gorzej.- przyznał sam przed sobą drugi z piłkarzy. Nie umiał wyczuć chwili i co w danym momencie powiedzieć. 
- Ale mnie nie ma tu codziennie.
- No wlasnie- wtracil sie sanitariusz, wyciagajac mala karteczke i podal ja Matsowi- tutaj masz wypisane czego nie mozna mowic anie wykonywac w stosunku do schizofrenikow z tak rozwinieta choroba. Miedzy innymi nie mozna ich zostawiac, odwracac sie od nich, unikac ich i porzucac ich. Nie chcemy, zeby dodatkowo popadla w depresje. Mowiac w sekrecie, sam dalbym jej za duza dawke lekow, zeby biedna sie nie meczyla. Nawet ryzykuajc tym utrate roboty. 
     Mario spojrzal na niego jak na idiote. Nie mogl przeciez tego zrobic, to byloby morderstwo. Powinien za wszelka cene starac sie pomoc w leczeniu chorych w tym szpitalu, a nie dobijac ich i odbierajac najpiekniejszy dar jakim jest zycie. On nie rozumial samobojcow. Zycie jest piekne, tylko trzeba brac z niego co najlepsze. Nie tolerowal ich, tak samo jak ludzi samookaleczajacych sie dla szpanu, z mody albo tylko po to zeby zwrocic na siebie uwage, co w rezultacie sprowadza sie do przysporzenia klopotow rodzinie i pojawienia sie wielu siwych wlosow na glowach kochajacych rodzicow. W kilku przypadkach moze i rozumial dlaczego ludzie skacza z okna albo podcinaja sobie zyly, ale nie byl przekonany, ze to madra i odpowiedzialna decyzja. Nawet patrzac na blizny Natalii, ktora cierpi na chorobe psychiczna, byl zazenowany bo prawie co druga nastolatka takie ma, ale za chwile otrzasnal sie. Przeciez jest chora i to bardzo powaznie! Co nie zmienilo jednak faktu, ze David w zadnym wypadku nie powinien podejmowac sie tak drastycznych krokow jak zabojstwo, bo tak to wlasnie mozna nazwac. 
- Chcesz ja po prostu zabic, tak?- spojrzal na niego morderczym wzrokiem, gotow zglosic to do dyrektora szpitala, bez szans na wytlumaczenie Davida. Pomogloby mu w tym nazwisko i kategoria spoleczna.
- Nie mozna tego nazwac zabojstwem, tak sie tutaj robi.
- Ze co?- tym razem odezwal sie Hummels, nie rozumiejac w ostatnie slowa sanitariusza.- Jak to tak sie tutaj robi? 
     Mlody sanitariusz przeczesal wlosy palcami, wiedzac ze powiedzial za duzo i jesli powie jeszcze slowo, to zdradzi niemalze cala tajemnice szpitala. Z drugiej strony jesli im nie powie, to ryzykuje stracenia dobrze platnej pracy, ktora w gruncie rzeczy lubil. Nie traktowal tego jako zycie z wariatami, ale jako pomaganie chorym inaczej. 
- To tajemnica szpitalna, jak ja poznacie to Mats bedzie chcial uciekac jak najdalej, chociaz jemu nic nie zagraza.
- Mow.- zarzadzili obydwaj w tym samym czasie. Mario wstal i oparl sie plecami o drzwi wyjsciowe, odbierajac sanitariuszowi ostatnia droge wycieczki. Ten siegnal powoli do kieszeni, aby wezwac innych malym telefonikiem, naciskajac jeden guzik, ale Mats odkryl jego intencje i rzucil sie na niego, wytracajac urzadzenie z reki. 
- Co tutaj sie dzieje do cholery jasnej!- prawie krzyknal zdenerwowany obronca Borussi, bo w koncu przebywa tu pol roku a dzisiaj dowiaduje sie, ze tak na prawde nic nie wie o tym miejscu. Przestraszony chlopak opadl na krzeslo obok biurka, ktora przywiozl mu Mario w prezencie, zeby sie nie nudzil i czasami popisal cos czy poczytal, albo po prostu usiadl na czyms innym niz podloga czy lozko. 
- Uspokoj sie, nie mozesz sie denerwowac bo moze to przywrocic objawy.
- Wiec powiedz mi do kurwy nedzy, co to za miejsce. 
- Szpital psychiatryczny, tylko troche z innymi zasadami niz w kazdym innym. 
- Masz powiedziec wszystko od poczatku, bo inaczej jeszcze dzisiaj bedziesz bez pracy.- zagrozil spokojnie Gotze i spogladal na niego z gory, wiedzac ze powie wszystko co bedzie chcial nie tylko dlatego ze sie boi, ale dlatego ze powinni wiedziec. David zbyt dlugo skrywal w sobie ten sekret i przerazajacy fakt o szpitalu, w jakim sie znajduja. Ale podpisal umowe, ze zaplaci kara dozywotniego pozbawienia wolnosci, jesli wyjawi komukolwiek zasady postepowania w szpitalu z ciezkimi przypadkami i sposobami terapii oraz leczenia neurolitykami. Nawet matce nie mogl tego powiedziec, nosil te ciezkie informacje w sobie i nie wyjawial ich najbardziej zaufanej osobie w swoim zyciu- babci, bo bal sie kary jaka moze go spotkac. 
- Jak ktos dowie sie ze wiecie to ode mnie to bede w ciemnej dupie.- prychnal i spuscil glowe. Jego zachowanie bylo bezsilne, on byl bezsilny i nie wiedzial jak ma postapic. Czy zle czy dobrze... A najgorsze bylo to, ze nie wiedzial czy powiedzenie im prawdy jest zle czy dobre.
- Juz jestes, nie widzisz tego? Nic sie nie zmieni jesli powiesz nam co sie tutaj dzieje, a jesli nie powiesz to bede zmuszony pojsc z tym do dyrektora, jesli nie na policje, ale jeszcze sie zastanowie, wiem ze najpierw jakos zabiore stad Matsa. 
- Zabierz go jak najszybciej, bo tutaj nie jestes bezpieczny nawet ty.- powiedzial cicho, caly czas patrzac w podloge. Zdecydowal co zrobi, powie im wszystko, ale jesli bedzie musial spedzic reszte zycia w wiezieniu, to postanowi popelnic samobojstwo. Nic nie bedzie gorsze od bezczynnego siedzenia w pudle.
- No to zes mnie stary pocieszyl.- powiedzial zdenerwowany, ale zarazem rozluzniony Hummels, siadajac na lozku, gdyz bylo to jedyne wolne miejsce w pomieszczeniu, a nie chcialo mu sie stac jak swojemu przyjacielowi.- Moj Boze mow do rzeczy.
- Sadze, ze Bog zapomnial o tym miejscu. Fajnie ma, ja tez bym chcial, ale jak juz sie tu znalazlem, to bede tu musial pracowac do usranej smierci. I jak tu nie popasc w chorobe psychiczna.- uderzyl piescia o biurko, ryzykujac pojawieniem sie innych sanitariuszy, a w najgorszym przypadku lekarzy. Jednak ktos przeszedl obojetnie obok drzwi, wiec nic sie nie stalo i nikt sie tutaj nie zjawi z pretensjami. 
- Nic nie musisz, jedynie mozesz.- wtracil pilkarz. Dla niego bylo oczywiste, ze to on decyduje o swoim zyciu, a nie jego przelozeni i szef. 
- I tutaj was zdziwie, ale musicie dac mi troche czasu, bo to nie jest rozmowa na jeden raz i nie dowiedzie sie wszystkiego od razu, poza tym ta wiedza jest niebezpieczna. Nie kazdy pracujacy w szpitalu ja zna, nie kazdy przeszedl testy zeby sie dowiedziec co tutaj robimy z pacjentami. 
- Przykro mi, ale bedziesz musial oswoic sie z mysla, ze masz powiedziec nam dzisiaj wszystko i to najlepiej w czasie jakies pol godziny bo niedlugo przerwa Ci sie skonczy.- powiadomil starszy pilkarz i oparl sie plecami o zimna sciane obok swojego lozka. Lubil tak siedziec i sluchac, ale zazwyczaj milych rzeczy, a nie spraw powaznych i jak twierdzi sanitariusz- niebezpiecznych. 
- Dobra, ale co chcecie wiedziec? O tym jak to zle leczymy schizofrenikow, czy innych pacjentow? A moze jak sie ich pozbywamy gdy nie mozemy ich wyleczyc, a Ci psuja nam opinie najlepszego szpitala?
- Pozbywacie?!- zdenerwowal sie Mario i zrozumial, ze to kryminal a nie szpital dla chorych psychicznie i ze trzeba jak najszybciej cos z tym zrobic.
- Mario, daj mu dokonczyc.- uspokoil go kolega, chociaz sam zmartwil sie tym co uslyszal od Davida. Ale sie nie bal, strach jest dla tchorzy, ktorym on nie jest. Przeszedl za duzo, zeby sie teraz bac. - Mow. Boze Swiety, mow bo nie wiem czego mam sie spodziewac.
- Boga nie ma, gdyby tu byl, to zniszczylby to w proch. 

     Paulina niesmialo wkroczyla wraz z matka do szpitala psychiatrycznego, gdzie lezala jej kuzynka. Mialy ja odwiedzac, poniewaz byly jej jedyna rodzina w poblizu, reszta mieszkala we Francji, Anglii i w Polsce. Przechadzala sie powoli i z lekkim strachem, co moze spotkac za drzwiami pokoju numer 10. Nie majac pojecia jak powazna rozmowa jest w pokoju obok, weszlu do srodka. Natalia lezala przykryta biala posciela, patrzaac w sufit wraz z kroplowka w dloni. Pokoj byl sterylnie bialy i przygnebiajacy. Byla jedna szafa i lozko, oczywiscie biale. Lazienke miala wlasna, ale miala prysznic, toalete oraz umywalke. Nic wiecej, nie miala nawet lustra, w obawie ze zbije je i zrobi sobie krzywde. Paulina nie wiedziala co ma powiedziec, jej kuzynka byla w przerazajacym stanie.
- Jest w strasznym stanie, a mimo to jest sliczna.- powiedziala szeptem do swojej matki, a ta zgodzila sie, kiwajac jedynie glowa.
- Wyjmij tu te rzeczy, moze uda nam sie z nia porozmawiac. Ja sprobuje, a Ty w tym czasie zrob cos z tym pokojem, bo wyglada przygnebiajaco. Jak masz jakies ostre rzeczy to zrob cos zeby ich nie bylo, bo lekarz powiedzial ze jest bardzo inteligentna, i potrafi znalezc malutka srubke i zrobic sobie nia wielka krzywde. 
- Dobrze mamo, ale przeciez ona nawet nie  zareagowala na to ze weszlysmy, nie odzywa sie, nawet nie spojrzala. Myslisz, ze uda Ci sie z nia porozmawiac?
- Nie wiem, przynajmniej sie postaram, idz juz rozlozyc te rzeczy, bo mamy tylko godzine, a watpie ze sie wyrobisz.
- No juz dobrze, dobrze.
     Podczas gdy matka stala kolo lozka Natalii i mowila cos do niej, Paulina rozejrzala sie po pokoju i postawila wielka walizke na srodku. Otworzyla ja i druga walizke. Bylo tu pelno rzeczy, co moze jakos ozywic pokoj. Najpierw siegnela po ubrania. Przyniosla pare ubran, ale zorientowala sie, ze dziewczyna jest nizsza i przez swoja chorobe chudsza od niej, co troche skomplikowalo sprawe, no ale nie duzo chudsza, moze pol rozmiaru. Na wieszaku powiesila dwie bawelniane, luzne koszulki z rekawkiem- biala i szara. Nastepnie w szafie znalazly sie dwie pary czarnych legginsow i jedne krotkie spodenki siatkarskie, na cieplejsze dni. Zeby nie bylo monotonnie i smutno, przyniosla krotka koszulke na rekawku, do polowy brzucha w kolorze wesolej zieleni. 
- Wybierz cos to pomozemy sie jej umyc i przebrac, bo lepiej zrobimy to my, a nie jacys sanitariusze.- powiedziala jej matka, a ona pokiwala glowa. Wyjela czysta bielizne, w zwyczajnym bialym kolorze. Nie bylo cieplo, byl pazdziernik. Na krzesle obok bielizny polozyla biale skarpety, ktore zaliczaly sie w koncy do bielizny, czarne legginsy i prezent od nich, koszulke jej ulubionej druzyny- FC Barcelony z 10 i jej imieniem na plecach. 
- Juz wyjelam ubrania.
- No dobrze, to pospiesz sie, to jej pomozemy.
- Powiedziala cos?
- Nie, ale to mozliwe dlatego, ze jest na lekach. Miala atak, dali jej jakies silne srodki uspokajajace.
     Ciemna blondynka wrocila do dekorowania pokoju swojej kuzynki, ktora zapamietala zupelnie inna. Na drzwiach przykleila plakat Messi'ego, ktory znalazla w jakiejs gazecie taty. Na biurku polozyla blok rysunkowy techniczny i zwykly, oraz jeden zeszyt w linie. Postawila plastikowy pojemnik na kubki, z hello kitty. W nim ulozyla rowniez tej samej marki olowki roznej grubosci i dwa dlugopisy. Obok bloku polozyla wegiel rysunkowy, kredki i pastele.Wiedzieli, ze Natalia lubila rysowac i pieknie jej to wychodzilo, wiec moze jak poczuje sie lepiej to zajmie sie tym ponownie. Po drugiej stronie biurka polozyla kolorowanke z ksiezniczkami i biografie Pep'a Guardioli. Chciala, aby kuzynka poczula sie jak najlepiej, dlatego to wszystko. W szufladzie schowala czekolade mleczna, mietowe gumy do zucia, soczek pomaranczowy i truskawkowy, oraz ciastka z kawalkami czekolady. Na twardym krzesle polozyla specjalna poduszke, w blekitnym odcieniu.  
- Jak zrobimy  z posciela?- zwrocila sie do mamy.
- No nie wiem, odlaczylam jej kroplowke, to moze chodzmy juz pomoc sie jej wykapac, ty jej wysuszysz wlosy, a ja przebiore posciel. 
- No spoko. 
     Po pol godzinie, Natalia byla wykapana, wlosy miala wysuszone, nawet siedziala i jadla przy nich kanapke z nutella. Wygladala zdrowiej, delikatnie zaczerwienily jej sie policzki i zaczela sama utrzymywac rownowage. Usmiechnela sie delikatenie widzac swoj pokoj, ale kiedy ciocia podpiela jej kroplowke, znowu zaczynala byc senna. Paulina spojrzala na jej reke, miala ladnie pomalowane paznokcie, ktore po dotknieciu ich juz wiedziala, ze sa hybrydowe. Mrocznie wygladala jej strasznie blada reka  z pomalowanymi na czarno paznokciami i wieloma bliznami po cieciach. 
- Przyjdziemy jutro.- ciotka pocalowala dziewczyne w czolo. Jeszcze raz zajrzala do lazienki, gdzie byly dwa duze czerwone reczniki, nowa szczoteczka do zebow, szczotka do wlosow, pasta do zebow, kokosowy zel do ciala i do wlosow, oraz delikatne perfumy. Zadowolona z efektu pracy, zabrala dwie walizki wraz z Paulina i wyszly. Dziewczyna zatrzymala sie w drzwiach. Natalia patrzyla w jej strone, a raczej w sciane za nia z przerazeniem.
- Paulina!
-Juz ide mamo.
     Ostatni raz rzucila okiem na swoja kuzynke, ta lezala na plecach i patrzyla sie w sufit. 


No i juz mam za soba drugi rozdzial, wzielo mnie na wene, na prawde:) Nie dodawalam przez kilka dni niczego, bo nie wiedzialam o czym pisac, ale dzisiaj wena uderzyla we mnie z podwojna sila. Zabieram sie za trzeci, a wam pozostawiam do oceny dwojeczke. Pisze na angielskiej klawiaturze, wiec jesli beda jakie bledy to z gory przepraszam, ale nie lubie czytac tego co napisalam i nie chce sprawdzac. Pozdrawiam cieplo Pauline, moja ciemna blondynke z kochanym ogarem:) A takze caluje moje aniolki!


czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział pierwszy: Uprzedzając Twoje pytanie, tego nie da się wyleczyć.

     Przyszedł jak co czwartek do swojego kumpla. Przykro było mu ze świadomością, że Mats siedzi tutaj sam samotny. Nikt więcej go nie odwiedzał, wszyscy odwrócili się od niego. Jedynie Mario został przy nim i wspierał w trudnych momentach. Co się stało, że Hummels znalazł się w szpitalu psychiatrycznym?
     Oskarżono go o morderstwo. Sam się do tego przyznał, ale twierdził, że nakazywały mu to głosy w głowie. Psychiatrzy wykryli u niego objawy schizofrenii i zamknęli tutaj. Nie był groźny, zachowywał się normalnie. Leki działały na niego uspokajająco i już prawie nie słyszał głosów w głowie, co bardzo dziwiło lekarzy. Widocznie nie cierpiał na schizofrenię paranoidalną. Na jego szczęście. 
     Przywitał się z sanitariuszami których zna z powodu częstego przychodzenia do przyjaciela. Czasami przychodził nawet trzy razy w tygodniu, chociaż musiał dojeżdżać z Monachium do Dortmundu. Nie sprawiało mu to większego trudu, wolał sprawić, aby Mats nie czuł się samotny, niż siedzieć w domu albo na siłowni. Nie zaniedbywał przez to treningów, bywał na każdym, ale wolną chwilę wolał poświęcić Hummelsowi niż swojej dziewczynie- Ann. 
Poza tym to ona głównie nigdy nie miała czasu dla niego, więc rzadko kiedy się o to kłócili. 
- Cześć.- przywitał się z przyjacielem, który właśnie siedział w pokoju gdzie można odwiedzać pacjentów. Siedział jak zwykle rozwalony na kanapie, z tego był właśnie znany wszędzie. W drużynie wszyscy śmiali się z niego, że ma pojemność słonia.
- Siema stary.- ucieszył się na jego widok. Był tutaj bardzo samotny, ponieważ nawet rodzina się na niego wypięła, nie mówiąc o kolegach z drużyny. A w psychiatryku nie było z kim normalnie porozmawiać, tutaj było tylko pełno wariatów, którzy na prawdę potrzebują pomocy. Przy nich, on jest jak najbardziej zdrowy i jet do wypisu. Ale musi odsiedzieć tu jeszcze rok, żeby mieć pewność, że choroba nie robi postępów. 
- Ucieszysz się, rozmawiałem z chłopakami z Borussi. Marco i Nuri zamierzają Cię niedługo odwiedzić, a Kuba jeszcze się zastanawia czy nie wybrać się do Ciebie z Robertem i Łukaszem przed wyjazdem do Polski. Chłopaki tęsknią za Tobą i coraz mniej ludzi uważa Cię za wariata i mordercę.- młodszy kolega usiadł naprzeciwko niego w fotelu. Matsowi aż oczy urosły ze zdumienia, a na twarzy pojawił się szeroko uśmiech. Sama świadomość, że nie zapomnieli o nim jest zadowalająca, a to że go odwiedzą jest lepsze niż wygrana z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów. 
- To wspaniale, ja też się za nimi stęskniłem. W końcu siedzę tutaj od pół roku i odwiedzasz mnie tylko Ty. Bywały noce gdzie płakałem z samotności, serio.- westchnął i posmutniał na chwilę, ale zaraz na jego twarz z powrotem wskoczył szeroki uśmiech. Przypomniał sobie przecież, że oni wszyscy chcą się z nim spotkać i porozmawiać, spędzić wspólnie czas.
- Mats, wszystko zaczyna wracać do normy. Jeszcze rok i wyjdziesz stąd, zaczniesz znowu grać. Nie wyrzucili Cię z Borussi, ciągle jest tam Twoja szafka i numer na koszulce.
- Jeśli inni mnie nie znienawidzą to może wrócę do grania. Ale nie chcę, aby kibice na meczach kojarzyli mnie z tym że jestem wariatem i zabiłem niczego mi winnego chłopaka. Ja na prawdę wtedy nad sobą nie panowałem.
- Wierzę Ci, zawsze Ci wierzyłem, nie musisz się przede mną tłumaczyć.- Mario poklepał go po ramieniu i rozejrzał się po sali. Widział same znajome twarze, nikogo nowego. Zgadzał się z Hummelsem ze stwierdzeniem, że jest tutaj zdecydowanie najzdrowszym pacjentem.- Działo Cię coś nowego?
- Wydaję mi się, że nic ciekawego. Nikt nie umarł, niestety...
- Nie mów tak.- rzucił go pluszakiem, który leżał na stoliku. W sumie nie wiedział nawet skąd się tutaj ta rzecz wzięła. 
- Nawet nie wiesz jakie ciężkie jest życie z tymi wariatami. Latają po korytarzu i się drą jakby ich zarzynali, już mam dość.
- Pamiętaj, że są chorzy. Ty też jesteś chory... Kto wie, gdybyś nie trafił tutaj to może byłoby jeszcze gorzej niż jest teraz.
- Nie chcę nawet o tym myśleć.- pokręcił głową. Siedzieli tak jeszcze i gadali o tym co się dzieje na meczach, w klubie. Jak Mario radzi sobie w Bayernie. Rozmawiali również o nadchodzącym szybkimi krokami Mundialu w Brazylii. 
- Na Euro pojedziesz.- pocieszał go młodszy kolega, ale ten żałował, że opuści tak wielkie wydarzenie jak Mundial. Chciał bardzo zagrać i pomóc swoim kolegom z reprezentacji w zdobyciu tytułu, ale nie wiedział, czy byłby użyteczny. Bał się, że zapomniał jak to jest grać w piłkę, a to jest w końcu jego jedyna miłość. Cathy go zostawiła i zapowiedziała, że nigdy więcej się nie zobaczą, więc tylko to mu pozostało. 
     Siedzieli spokojnie jeszcze ponad godzinę, kiedy był wielki poryw u sanitariuszy. Latali tam i z powrotem, jakby coś się działo. Hummels już cieszył się, że jakiś wariat umarł i o jednego mniej, ale Mario przypomniał sobie, że ostatnio tak było jak przyjechał chłopak z rozdwojeniem jaźni. Nie byli przygotowani na jego przyjazd, dlatego tak szaleli. Domyślał się, że przywieźli kogoś nowego ale nie chciał powiedzieć o tym Matsowi, żeby ten zbytnio się nie denerwował. Niech się cieszy, najwyżej później się rozczaruję. 
- No to ja już będę wracał do Monachium. Wpadnę do Ciebie za tydzień, a tymczasem chłopaki Cię odwiedzą. Trzymaj się.- pożegnał się z dawnym obrońcą Borussi Dortmund i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Zauważył, że pod szpitalem na miejscu parkingowym stoi jeszcze jeden samochód. Wcześniej go tutaj nie widział, więc był prawie pewny, że przywieźli kogoś nowego. Tak, Mats zdecydowanie się rozczaruję. 
     Wsiadł do swojego samochodu i odjechał, chcąc jak najszybciej znaleźć się w łóżku. 
     
     W tym samym czasie, Mats znajdował się w swoim pokoju. Obok niego ktoś zamieszkał, dlatego był nieszczęśliwy i obrażony. Nie dość że musi znosić krzyki na korytarzach, to teraz pewnie i w pokoju. Wyszedł na korytarz, zobaczyć co się dzieję. Może znajomy sanitariusz, który jest fanem Borussi powie mu kogo przywieźli.
- David...- zawołał go,kiedy wyszedł na korytarz. Chłopak podszedł do niego z uśmiechem na ustach.
- Potrzebujesz czegoś? 
- Informacji.
- Słucham więc.- oparł się o ścianę naprzeciwko piłkarza, gotowy udzielić mu wszystkich informacji, jak owych by chciał.
- Dzisiaj przywieźli kogoś, kto mieszka w pokoju obok mojego. Kto to?
- Cóż, nie mogę udzielać większych informacji, ale to szesnastoletnia dziewczyna. Przyjechała do nas z Polski, bo tamtejsze szpitale nie umiały jej pomóc. Cierpi na schizofrenię paranoidalną z objawami katatonicznej, bardzo rozwiniętą. No i samookalecza się z tego powodu, robi sobie krzywdę. Bardzo ładna ale bardzo cierpi.- mówiąc to, było mu szkoda tak ładnej i młodej dziewczyny. Wyraźnie widział, że bała się tutaj przebywać. Była bardzo wystraszona. Szkoda mu jej było, choroby psychiczne jednak nie wybierają, ale doszczętnie wyniszczają człowieka. 
- Odwala jej coś?
- Nie mamy u siebie schizofreników, tylko Ciebie, ale Ty jesteś mało rozwinięty w dziedzinie choroby oczywiście. Za to Natalia cierpi na omamy, halucynacje wzrokowe, słuchowe a nawet węchowe i smakowe. Pierwszy raz mamy u siebie taki przypadek. Uprzedzając Twoje pytanie, tego nie da się wyleczyć. 
     Mats zamyślił się przez chwilę. W psychiatryku nie było jeszcze schizofreników, bynajmniej on innego od siebie nie widział. On sam nie mógł wytrzymać, a co dopiero taka mała dziewczyna. Widać, że się boi, bo siedziała na łóżku jeszcze w ubraniu i rozglądała się nerwowo. Nie schodziła z łóżka, nie patrzyła się na nich.
- Myślisz, że da się z nią dogadać?
- Nie wiem, ale nie próbuj. Mała jest przestraszona, jest daleko od domu, jej rodzice właśnie wyjechali stąd i wrócili do Polski. Jest tutaj zupełnie sama na dwa tygodnie, potem ją odwiedzą. Powiedzieli, że jest strasznie wrażliwa i że nie wolno wspominać przy niej o motorach, bo jej choroba zaczęła się po śmierci jej brata. Miał wypadek na motorze. 
- Szkoda mi jej.
- To Ty jednak masz jakieś uczucia?- spojrzał na niego z kąta. Hummels ponownie powiódł wzrokiem za dziewczyną.
- Chcę jej pomóc w terapii.
- Może skonsultuję to z psychiatrą, żeby to nie zaburzyło jej leczenia. Za jakiś tydzień powinienem Ci powiedzieć, ale na razie się do niej zbytnio nie zbliżaj.
- Śliczna jest.
- A na pewno nic z tych rzeczy. To może zaszkodzić jej terapii. 
- Nie jestem pedofilem.- mruknął.- Idę do siebie, pogadamy jeszcze tam kiedyś.- machnął ręką. Rzucił ostatni raz okiem na dziewczynę i poszedł do swojego pokoju. Tam rzucił się na łóżko i zaczął zastanawiać się, jak jej pomóc. Na schizofrenię nie ma leku. To choroba na zawsze. Można jedynie załagodzić objawy neurolitykami i miłością. Tak, miłością. Jemu pomogło wsparcie Mario, bardzo się do siebie zbliżyli. Prawdziwych przyjaciół poznaję się zdecydowanie w biedzie. Postanowił nie przejmować się tym i pójść spać. 

     Mario był na treningu i nie mógł odebrać połączenia od Hummelsa. Przecież był u niego trzy dni temu, może coś się stało? Dzwonił do niego ponad siedem razy, ale nie napisał sms'a, ani nie zostawił wiadomości w skrzynce pocztowej. Postanowił zadzwonić do niego wieczorem, kiedy wróci ze spotkania ze swoją dziewczyną.
     Jak zwykle musieli przejść przez drobną kłótnie, tym razem o to, że Ann nie potrafi się pogodzić z tym, iż Mario zadaję się z mordercą, jak sama twierdzi. Gotze powiedział, że nie zna sytuacji jego przyjaciela i nie zna jego samego, więc niech się nie wypowiada. Da się obraziła i pojechała do domu. Piłkarz pojechał za nią i udało mu się załagodzić sytuację, chociaż był tym wszystkim zmęczony. Miał dość wiecznych awantur i obrażania się o byle co, no ale kochał ją. Na swój sposób ona również kochała jego. Nie chciał kończyć tego związku, była dla niego ważna.
     Piłkarz położył się już wykąpany na swoim łóżku i wybrał numer do przyjaciela. Jakimś sposobem Hummelsowi udało się zatrzymać telefon w swoim pokoju. Pewnie ten kolega sanitariusz mu w tym pomógł. 
- Mario, nie mogę za bardzo teraz rozmawiać, cisza nocna i te sprawy.- obrońca Borussi mówił szeptem, aby inni nie usłyszeli że z kimś rozmawia. Chociaż dla jego schorzenia byłoby to normalne. Ale wolałby, żeby nie przyszli do niego w nocy i nie przeszukali mu pokoju. Miał tu jeszcze pełną piersiówkę i elektrycznego papierosa z dwoma olejkami. Fajnie było mieć wtyki u sanitariusza.- Kiedy przyjedziesz?- dalej mówił szeptem. 
- Jeśli to coś pilnego, to mogę być jutro. 
- No to spoko. Dobranoc stary, do jutra tak jak zawsze.
- No siema.
     Mario pomyślał, że to na prawdę musi być coś ważnego, skoro koniecznie chciał się z nim zobaczyć. Zmęczony szybko zasnął z myślą, że musi raniej wstać, żeby być u przyjaciela na 10 czyli tak jak zwykle u niego bywał. Dobrze, że jutro nie ma treningu. 

     Wstał z samego rana. Ogarnął się, zjadł śniadanie i udał się prosto do samochodu, by pojechać do swojego przyjaciela. Musiało stać się coś poważnego. To ciągle siedziało mu w głowie. No ale zaraz dowie się o co mu chodziło i będzie spokojniejszy. Przynajmniej miał taką nadzieję. 
     Całą drogę słuchał dołujących piosenek, jeszcze kolejna kłótnia z Ann, że wybrał pojechać do niego, niż spotkać się z nią. Ale to chyba jasne, że przyjaciół stawia się na pierwszym miejscu. 
     Poza tym nie powinna robić mu awantur o coś takiego, Mats by ł dla niego jak rodzina. I potrzebuje wsparcia. Jakby to był Felix, to pewnie zrobiłaby taką samą awanturę. 
     Pod szpital dojechał kilka godzin później. Już nie mógł się doczekać, kiedy dowie się o co chodziło wczoraj jego przyjacielowi. Ten czekał na niego jak zwykle w tym samym miejscu. Na kanapie. Siedział rozwalony, zresztą jak zawsze. Uśmiechał się ciągle, patrząc gdzieś w kąt.
- Siema.- przywitał się z nim, a ten dopiero wtedy zwrócił na niego uwagę. Pokazał, żeby usiadł tym razem obok niego. Zdziwiony Niemiec podszedł powoli i zrobił to o co go poprosił Hummels. Wskazał kąt pokoju, gdzie stało krzesło. 
- No co z nim nie tak?
- Ja do tej pory nie wiedziałem jak straszna może być schizofrenia.
- Przecież ją masz.
- Ta dziewczyna, ta taka ładna, widzisz?
- No widzę.- przyglądał się jej. Siedziała na krześle w czarnych legginsach i za dużej bawełnianej bluzce, na nogach miała czarne vansy. Wyglądała jak normalna nastolatka. Włosy miała prawie sięgające pasa. Długie, blond loczki. Była śliczna. Szczupła i niska. Po prostu śliczna. Miała okrągłą twarz z dużymi, niebieskimi oczami. Jakby zamglonymi. 
- Nawet nie wiesz jaka schizofrenia jest straszna...- pokręcił głową, przygotowując przyjaciela do zaczęcia opowieści o trudnym przypadku dziewczyny.


Pewnie zauważyliście, że wszystkie bohaterki mają ten sam wygląd i imię. Tak. Bo piszę o sobie i swoich znajomych, wiecie?:) Weronika była najwierniejszą czytelniczką blogg'a o Neymarze, teraz mam nadzieję, że będzie nią Paulina. Ciągle do głowy przychodzą mi nowe pomysły, więc nie musicie martwić się o brak weny. Bynajmniej teraz mam dużo czasu i piszę. Pozdrawiam i do następnego!